Nieco roztargniona udałam się w stronę Skrytego Lasu. Nie sądziłam, że ktokolwiek chciałby się tam ukrywać, ale byłam ciekawa tego miejsca. Do tej pory omijałam je szerokim łukiem.
Las nie wywarł na mnie dużego wrażenia. Nie wydawał się straszny, raczej przygnębiający. Nad ziemią unosiła się błękitna mgła. Chwila... Błękitna?!
Błyskawicznie zerwałam się z miejsca i pobiegłam w kierunku, z którego płynęła ta nietypowa mgła. W euforii zapomniałam o wystających ziemi korzeniach. Potykając się o jeden z nich wpadłam na kogoś. Otrzepałam się odrobinę skołowana. Dopiero wtedy zauważyłam stojącego obok lisa.
- Shino! Gdzieś ty był tyle czasu?! - Byłam poirytowana, ale cieszyłam się, że go widzę. Rozstaliśmy się dobre parę lat temu.
Lis chwilę po prostu się mi przyglądał po czym odłożył na ziemię trzymany w pysku patyk i leniwie pomachał swoimi czterema ogonami.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Jesteś niereformowalna - stwierdził z chytrym uśmieszkiem
Przewróciłam oczami. Opowiedziałam mu o wszystkim co ostatnio się wydarzyło.
- Co ty tu jeszcze robisz?! Powinnaś działać! - Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- My powinniśmy - uśmiechnęłam się. - Jednak dobrze, że tu przyszłam. Masz zamiar zostać?
- To niegłupi pomyśl. W tym lesie nie ma jeszcze lisiego demona. Las bez kitsune to mało ciekawy las. - Wyobraziłam sobie wizyty w skrytym lesie "ulepszonym" o jego iluzje. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- To co? Zbieramy się? - zapytałam przekręcając głowę.
- Jak sobie życzysz - powiedział i chwycił odłożony wcześniej patyk.
Wokół nas zatańczyły niebieskie płomienie. To ogień był istotą jego mocy. Zamieniał go w mgłę, bo wzbudzała mniejszy niepokój.
Mimo różnicy ras był dla mnie jak brat. Przez długi czas stanowiliśmy małą rodzinkę odmieńców. Nagle mnie przypomniałam sobie o czymś ważnym.
- Co się stało z Keno? Nie żyje, prawda? - Wystarczyło spojrzeć na reakcje Shino, by wiedzieć, że mam racje. Westchnęłam. - Jak to się stało?
- Zapuściliśmy się zbyt daleko na północ. Nie zdołał uciec obławie... Chodźmy. Powspominamy później.
Ruszyliśmy przed siebie. Miałam wrażenie, że w ten sposób, prędzej czy później, znajdziemy kogoś z WSJ. Potem miało być tylko prościej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz