- Pewnie... - lekko schyliłem głowę, wbijając wzrok w ziemię - czemu nie. Samotny wilk nigdy nie jest zupełnie bezpieczny... prawda?
Uśmiechnąłem się lekko, przez chwilę patrząc jeszcze na Amber. W końcu odwróciłem się i odszedłem.
W zasadzie nie wiem, czy jaskinia, w której zamieszkała Amber rzeczywiście była mi po drodze. Nie mieszkałem, tak jak dosyć wielu członków naszej watahy, w jednej, konkretnej jaskini, ale miałem ich kilka. Ciemne, małe, zaciszne, tylko moje. Jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to razem z Oleandrem i Alekei'em przemierzaliśmy wzdłuż i wszerz calusieńkie terytorium WSC, trwając w przekonaniu, że "bezpieczniej będzie pójść we troje". I właśnie to ciągnie się za mną do dziś, choć nie boję się samotności. Tu znów wtrącę kilka słów o obie, mniej lub bardziej potrzebnych, i pozwolę sobie na zamknięcie oczu i wywołanie jednego, krótkiego wspomnienia. Od zawsze moim najlepszym przyjacielem wśród wilków był Oleander. Alekei, jego brat, będąc jeszcze szczeniakiem trzymał się na uboczu. W zasadzie wydaje mi się, że nie był do końca taki, jak inne wilki*. Podczas gdy Oleander i ja biegaliśmy po lesie i szukaliśmy przygód, on snuł się jak cień za nami, albo znikał w lesie. A gdy upolowaliśmy jakieś drobne zwierzę, albo walczyliśmy na niby, właśnie on wydawał się być najbardziej okrutny. Nigdy nie wahał się zabić myszy, którą wyciągnęliśmy z nory, ani z przyjemnością zagryźć wróbla ze złamanym skrzydłem. Nikt, nawet Oleander nie wiedział, dlaczego tak jest. Ani jego rodzice - Eclipse i Beryl, ani brat, nigdy nie byli okrutni.
Jaskinia, w której dziś wieczorem postanowiłem się zaszyć, była jedną z naszych dziecięcych kryjówek. Od zniknięcia Alekei'a, chyba nikt oprócz mnie o niej nie pamiętał.
Nie było mi łatwo zasnąć. Na wspomnienie zaginionego przyjaciela, a później miesięcy kompletnej beztroski, która minęła wraz z momentem, gdy stałem się dorosły, dręczyły mnie jeszcze długo. Beztroski i szczęścia, nad którymi jednak zawsze przesuwały się ciemne chmury. Obniżały się coraz bardziej, z każdym tygodniem były coraz ciemniejsze, czekając na dzień, w którym spadnie deszcz. Jakiś czas temu zdałem sobie z tego sprawę. Zbliżało się nieuchronnie, chociaż nie byłem pewny, kiedy nastąpi. Co noc przed oczyma stawało mi coraz więcej lęków i myśli, którym nie potrafiłem stawić czoła. Z każdym dniem stawałem się coraz bardziej zamknięty w sobie.
< Amber? >
Patrz: druga połowa opowiadania: Od Eclipse CD Beryla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz