- Czołem! - krzyknąłem do wilczycy i pegaza leżących pod drzewem. Wyszedłem z krzaków i patrzyłem z uśmiechem to na Toxic (gdyż, jak się dowiedziałem, tak właśnie miała na imię wadera), to na jej barwnego przyjaciela.
Obok mnie stanął Mundus. Razem z tym błękitnym ptakiem spacerowaliśmy właśnie po lesie, omawiając sytuację polityczną Watahy Wielkich Nadziei, której przywódcą mam zostać za jakiś czas, oraz moje przyszłe obowiązki. Nie będę się nad tym rozwodzić. Tak, czy inaczej, dotarliśmy na tę polankę zupełnie przypadkiem (przynajmniej ja byłem o tym przekonany) i spotkaliśmy nową członkinię, i, jak mniemam, jej towarzysza.
Wilczyca i skrzydlaty ogier ocknęli się. Skłoniłem się lekko, po czym przywitałem się:
- Witam, szanownych państwa - uśmiechnąłem się niepewnie - jak widzę, nowe osobistości dołączyły do naszej watahy. My się jeszcze nie znamy, czyż nie?
- Wydaje mi się, że nie - odpowiedziała zaspana Toxic. Na to Mundus odpowiedział lekko obojętnym głosem:
- Za to my już zdążyliśmy się poznać. Jak widzę, ma panienka towarzysza. Nielegalnie...
- Słucham?! - parsknął ogier ze złością.
- Nie trzeba się od razu denerwować. Musisz się jednak zarejestrować... koniu - ptak popatrzył w górę, na stojącego przed nim pegaza.
< Toxic? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz