Nadal w biegu obejrzałem się za siebie. nie miałem wątpliwości, że nie był to przypadkowo spłoszony ptak. To jeden z ich grupy.
Teraz zebrałem wszystkie siły i popędziłem jeszcze szybciej. Teraz czułem się zdezorientowany. Czy krzyczeć, czy spuścić głowę i czym prędzej znaleźć kryjówkę, z której mnie nie wyciągną. Czy już mnie rozpoznały? Białego wilka nie trudno zidentyfikować.
Tak! To jest to! Mam pomysł. Mogę zakopać się w głębokim śniegu i pozostanę niewidoczny. Geny moich północnych przodków, które najwidoczniej posiadałem, w końcu na coś się przydały. Mam tylko nadzieję, że Max zorientował się, że nas gonią i też się gdzieś ukryje. Nie chcę, żeby miał nieprzyjemności, ale nie zdołam go chyba dogonić.
Podskoczyłem do góry, wbijając się pod grubą warstwę śniegu. Potem, wstrzymując oddech przeczołgałem się pod jakimś korzeniem wystającym z ziemi i omal nie uderzyłem w szeroki pień drzewa. Zacząłem zakopywać się w śniegu coraz głębiej, aż w końcu zakrył mnie całego. Tylko mój nos wystawał ponad nim.
Po chwili krakanie ustało. W duchu cieszyłem się, że ptaki nie mają dobrego węchu więc nie wyczują mnie pod śniegiem. A ponieważ posługują się one głównie wzrokiem i słuchem, z pewnością jestem tu bezpieczny.
Leżałem już dłuższą chwilę. Powietrze wokół mnie parowało, a nos szczypał mnie od dwudziestostopniowego mrozu panującego na dworze.
W końcu, pomimo puszystej sierści, zaczęło robić mi się naprawdę zimno. Co teraz? Pozostało czekać do rana, a potem... wrócić pod ziemię? Pozwolą mi? Może pozwolą. Chociażby po to, bym nie kręcił się w pobliżu ich siedziby. Ale co mnie tam czeka? W dodatku znowu rozdzieliliśmy się z Maxem i Mundusem.
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz