sobota, 18 listopada 2017

Od Astelle CD Jaskra

Nie włączałam się do walki, krążyłam z dala kontrolując sytuacje. Nie było żadnej siły bym w tamtej chwili włączyła się do jatki, nawet przy wyraźnym żądaniu Arcun'a. Po prostu nie. Zmarszczyłam brwi na widok przybycia alfy, co się dzieje? Zaraz się wyjaśniło.
-No proszę- mruknęłam patrząc jak Kanjiel właśnie wywalił grupę wilków. Wycedził po kolei każde z imion basiorów, którzy nie byli już dłużej w WSJ, poza mną. Co jest grane? Zaraz jednak patrzyłam jak już wydalona grupa rzuciła się na tych z WSC... i na alfę. Na reakcję było za późno, Kanjiel zaraz padł martwy, ostateczny cios zadał Canto. Arcun zawył zwycięsko uznając wiktorie po swojej stronie. O nie. Zamordowanie alfy jest niewybaczalne. Zaraz ruszyli na przybyłą trójkę w wiadomym celu. W chwili gdy się rzucili na nich, napotkali opór w postaci bariery. Zaskoczeni spojrzeli za siebie, szłam wściekła zamiatając ogonem ziemię.
-ARCUN, TY GNIDO, ZAPŁACISZ ZA TO!- Ryknęłam z kilkudziesięciu metrów za nimi. Odwrócił się udając zaskoczonego.
-Niby co? 
-Jak śmiałeś zabić alfę?- Warczałam zbliżając się. Canto podszedł próbując mnie złapać i może uspokoić ale zamiast tego, zdzieliłam go pełna parą pazurami po tym zapchlonym pysku. Jęcząc opadł na ziemie, trzymając się cały czas za oko, na które trafiłam. Arcun gniewnie podszedł i bez słowa zamachnął się, dostałam dosłownie po nosie, stróżki krwi zaczęły mi ściekać. Nie obchodziło mnie to.
-Mogłeś tam sobie mścić się na tamtych, mnie tam to było obojętne. Ale podniesienie łapy na wyższą rangę wilka w watasze, alfę? Niedopuszczalne- syknęłam. Korzystając z jego kaprysu, oberwał ode mnie i zaraz oddzieliłam nas barierą. Rzuciłam do brata, ptaka i tego Jaskra- wynoście się stąd, to nie jest już wasza sprawa.
Zaraz pojawiła się reszta mojej watahy, zwabiona tutejszymi krzykami. Na widok zmasakrowanego ciała Kajiel'a, zaczęli się przekrzykiwać, domagając się wyjaśnień.
-Oni- wskazałam łapą na zgraję- zamordowali nam alfę!
Nie trzeba było dodawać, że wszystkie wilki rzucili się na wygnanych, a tamci na obcą trójkę. Kto był już wrogiem a kto sojusznikiem? Usłyszałam w tej samej chwili jednoczesne wołanie o pomoc. Jeden z wyrzutków i Nestor, oboje stali w zwartej swojej grupie. Odruchowo rzuciłam osłonę...
Tarcza objęła gości z Watahy Srebrnego Chabra. Patrzyłam na to zaskoczona.

< Jaskierek? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz