- Murko! - krzyknąłem, zbliżając się szybkim truchtem do jaskini, w której mieszkała teraz samotnie biała wadera. Nie chciałem tracić czasu, więc zatrzymałem się przed jaskinią. Z wewnątrz wyszła Murka.
- Co się stało?
- Chodź, musimy iść do jaskini wojskowej.
- Jakieś zebranie? Przecież dziś nic nie miało być...
- Chodźmy. Po drodze Ci wyjaśnię.
Podczas podróży długo omawialiśmy kwestię, która poruszyła naszą watahę do głębi kilka miesięcy temu. Murka wiedziała, że zagrożenie w postaci drapieżnego ptaka rozszarpującego wilki istnieje. Ona osobiście jednak, podobnie jak wiele innych wilków z WSC nie doświadczyła tego problemu. Po drodze udało nam się znaleźć jedynie Woldie. Mój plan najwyraźniej zawiódł. Było nas za mało, stanowczo za mało, a zebranie całej watahy może trochę potrwać. Miałem nadzieję, że Luboradzowi powiodło się lepiej. Ja tymczasem chciałem jak najszybciej znaleźć się z powrotem w jaskini wojskowej, gdzie czekali na nas przyjaciele.
- Kanaa? - zawołałem cicho, wchodząc do jaskini. Z cienia wyłonili się Kanaa, Lerka i Mundus. Zamachałem ogonem, pozbywając się wreszcie obaw. Dobrze było znów ich widzieć. A zwłaszcza jedną osobę.
- Nie ma jeszcze Luboradza? - zapytałem, rozglądając się i szukając wzrokiem nieobecnego.
- Nie - zaprzeczyła Kanaa - myśleliśmy, że jest z tobą.
Usiedliśmy wszyscy, Kanaa, Lerka, Murka, Woldie, Mundus i ja wewnątrz jaskini, czekając na przybycie reszty watahy, oraz Jaskra wraz z resztą WWN.
Trwało to dosyć długo. Czas płynął i płynął, a mi dłużył się chyba szczególnie. Nie mogłem już dłużej czekać.
"Jeśli masz to zrobić, to teraz. Nie później. Później może być za późno..." - po mojej głowie krążyły różne, mało komfortowe myśli. W końcu wstałem i podszedłem do Kanaa'y i powiedziałem cicho:
- Kanaa... możemy wyjść na chwilę z jaskini? - wadera kiwnęła głową, a ja nerwowo przełknąłem ślinę. Może powinienem był okrasić to jakimiś wzniosłymi myślami i wewnętrznym monologiem, lecz w tamtej chwili moje myśli były tak chaotyczne, że nie byłem w stanie myśleć o niczym, poza...
- Posłuchaj - stanąłem naprzeciw wilczycy, patrząc jej głęboko w oczy.
- Słucham cię - przerwała trochę zdziwiona Kanaa.
- Przepraszam. To nie miało wyglądać tak, to pewnie nie jest dobra chwila, ale obawiam się, że w razie nieszczęścia...
- Nie mów tak nawet - wadera położyła uszy po sobie.
- W razie nieszczęścia, Kanaa, chcę, abyś wiedziała, że ja cię... kocham... - niezwykle trudno było mi wymówić te słowa, nie znając reakcji rozmówczyni. Zebrałem się jednak na to i kontynuowałem:
- Czy zgodzisz się... zostać ze mną i być moją partnerką?
< Kanaa? O.O >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz