Wstałem i zacząłem odchodzić, mając ich w głębokim poważaniu, a przynajmniej chciałem takiego zgrywać. Po przejściu kilku metrów usłyszałem donośne powarkiwania za sobą. Spoglądając za siebie, kątem oka ujrzałem zjeżonego Jaskra, który szykował się już do skoku na mnie. Prychnąłem prześmiewczo, wychodząc z jaskini, choć nadal padało. Spojrzałem w górę, na ciemne chmury nade mną. Deszcz ustawał, choć wciąż dawał się we znaki. Chcąc już na dobre od nich odejść, ponownie usłyszałem głos Jaskra, który był już wyraźnie wkurzony. Nic sobie jednak z tego nie robiąc, odwróciłem się leniwie w ich stronę.
- Ymirze! -ciemny wilk podniósł na mnie głos.
Poruszyłem delikatnie ogonem, rozmyślając nad ewentualnym atakiem z jego strony oraz nad drogą szybkiej ewakuacji. Było wiele dróg, tyle dobrze.
- Ymirze! -ponownie usłyszałem jego głos.
Mrugnąłem kilkakrotnie powiekami, mierząc go wzrokiem. Ten westchnął głęboko, odwracając się przy tym do Oleandra, któremu również zaczęła udzielać się stanowcza i agresywna postawa. Kładąc delikatnie uszy po sobie, westchnąłem przez rozchylony pysk.
- Nie musisz się tak unosić, Jaskrze -powiedziałem, gdy tylko ujrzałem, że znów ma zamiar użyć mojego imieniu. Durnota.
- Nie muszę? A jednak sprawiasz, że samo mnie nachodzi. -warknął, zbliżając swoją głowę do ziemi.
- Spokojnie przyjacielu... -do rozmowy wtrącił się nie kto inny, a biały alfa tejże watahy.
Przekręciłem oczyma, gdy tylko spostrzegłem, że zaczynając między sobą szeptać, a przynajmniej usiłowali ten szept utrzymać. Zacisnąłem zęby, rozglądając się wokoło, aż w końcu moim oczom ukazała się idealna droga ucieczki. Spojrzawszy na nich jeszcze kątem oka, czmychnąłem w głąb krzaków. Po wydostaniu się z nich usłyszałem ponownie ich krzyki, przez co ruszyłem przed siebie. Podczas biegu zacząłem myśleć. Nie warto mieć ich za wrogów. To na pewno nie, tym bardziej że oni są alfami skromnych, choć nie tak bezsilnych, watah. Pokręciłem głową, skręcając w prawo. Przemykając między nagimi konarami drzew, myślałem nad położeniem pozostałych watah położonych w tym pobliżu. Tej, nad którą panuje Jaskier oraz tej drugiej, z którą obydwoje rywalizują. Zgrzytając zębami, spiąłem mięśnie i nieznacznie przyśpieszyłem. To będzie najlepszy pomysł. Wtargnięcie nie tylko na ich tereny, ale w same ich szeregi. Muszę więc ulec, by móc dostać się w ich strony i aby pozwolili mi do dołączenia do nich. Oczywiście tak, aby nikt się nie dowiedział, bo nie chciałbym sięgać ostatecznych środków, jakim byłaby walka. Wbiegając na dość wysoki pagórek, podszedłem do obalonego drzewa i rozejrzałem się po całych terenach, które mogłem tylko sięgnąć wzrokiem. W większości był to las, lecz dzięki jego częściowego wymarcia z powodu zimy, mogłem przedrzeć się wzrokiem o wiele dalej, niż bym pomyślał. Właśnie wtedy ujrzałem gdzieś tam w oddali jakieś polany. Strzepując z siebie nazbieraną wodę, zeskoczyłem z górki i ruszyłem w tamtym kierunku. Może i teraz nie jestem w zbyt dobrych stosunkach z Jaskrem i Oleandrem, jestem nie tyle, co zmuszony, ale zobowiązany do pełnienia swych funkcji w watasze. Przymykając oczy, by krople jeszcze nieustającego deszczu nie dostały się do moich oczu, targnąłem przed siebie, rozmyślając o przyszłości. W końcu idę tam prawie że na żywioł. Moim jedynym planem jest dostanie się w ich szeregi, ale co dalej? Co, jeżeli rozkażą mi walczyć z nimi? Muszę to głębiej przemyśleć, póki mam czas.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz