Patrzyłem na Astelle, układającą plan działania, który mógł pomóc nam w obronie przed watahą, w której nieformalną władzę przejął teraz jej lucyferyczny kuzyn. Co chwila kiwałem głową, w myślach składając wszystko w jedną, zadziwiająca szczelną, dokładną całość. Przeniosłem wzrok na alfy, które również słuchały w skupieniu.
- Punkt obrony jest teraz bardzo istotny - zauważyła tymczasem Astelle.
- Jeśli więc teraz nas zaatakuje, szanse na odparcie agresji są... - Kanaa położyła uszy po sobie.
- Niewielkie - przytaknęła zatroskana Różyczka.
Zapadła chwila ciszy.
- Potrzeba by nam było naprawdę silnej linii obrony, żeby w ogóle móc się bronić - wtrącił Oleander, kręcąc głową - wiecie, Ymir był tam niedawno. Podobno od śmierci Kanjiela panuje tam absolutny chaos.
- Masz rację - przypomniałem sobie dokładniej to, co pamiętałem z rozmowy z Ymir'em, naszym szpiegiem - był tam, wilki były rozżalone i rozprzestrzeniły się po wszystkich swoich terenach - nagle moje oczy zabłysły od jakiejś nonowej myśli - część z nich była ranna.
- Co sugerujesz? - zapytał Oleander, marszcząc jedną brew.
- Poczekaj - przewałem natchniony - siły WSC, które mogą bronić granic, to jej strażnicy i stróże, prawda? Nie zrobi tego nikt inny.
- Z pewnością, chyba, że na specjalne kryzysowe polecenie.
- Zapomnieliśmy zatem o jednej rzeczy. Moglibyśmy wysyłać meldunki na zachodnie granice Watahy Szarych Jabłoni, żeby kontaktować się tam z naszymi sojusznikami... Ale nie mamy sojuszników. To jest nasza słabość!
- Co? - Kanaa i Oleander wyglądali na zdziwionych.
- Najzwyczajniej - odparłem - gdybyśmy tylko mieli kogoś po drugiej stronie WSJ, nie zaatakowali by nas, bo z drugiej strony zostali by najechani przez naszych sojuszników!
- Jaskrze, wiesz chyba, że na zachodzie WSJ nie ma żadnej watahy - smętnie pokręcił głową Oleander.
- Jest, tyle, że nie graniczy bezpośrednio z naszymi sąsiadami. Jest na pewno jakaś wataha kilkadziesiąt kilometrów na południowy zachód. Możemy wysłać tam posłańców - powiedziałem spokojnie.
- Czy to nie ciut za daleko? - dopytał alfa.
- Nie, wystarczy jeden dzień drogi i jest się na miejscu.
< Astelle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz