środa, 15 listopada 2017

Od Astelle CD Jaskra

Po napotkaniu wrogów z Arcun'em na czele jednak wolałam wrócić do świętujących wilków z rodziną mojego partnera. Niestety nie było to nam dane. Otoczyli nas zwartą grupą zmuszając do marszu na swoje tereny okrutnie przy tym się śmiejąc. Mimo realnego zagrożenia z ich strony, jedyną deską ratunku od pełnej paniki była obecność Jaskra. Ale to nie wystarczyło. Byliśmy bez szans, głównie przez wzgląd na fakt, że nie mieliśmy mocy do walk a ja i moje pułapki z miejsca wykluczyłam. Za dobrze wiedziałam czym dysponuje kuzyn, zostało nam się trzymanie razem i bycie ostrożnymi, jednak najbliższa przyszłość zapowiadała się zbyt groźnie.
Po dotarciu na terytorium Szarych Jabłoni, zbyt wielu członków watahy wyszło na spotkanie tego pochodu. Kiedy zauważyli kogo przyprowadzili w gości, podnieśli harmider. Krzyczeli, spluwali, życzyli nam jak najgorzej. W sumie obelgi kierowali pod adresem Jaskra, który niewzruszony ale spięty szedł. Co do mnie gwizdali rzucając okropne komentarze. Nie mogliśmy nic mówić, więc tylko szybko wymienialiśmy się spojrzeniami. Widział, że jestem przerażona, nawet bardziej niż przed ostateczną rozmową z nim sprzed godziny. Tu w grę wchodziły wszystkie najgorsze scenariusze. Nagle zapędzili nas do jakiejś dziury, która w czasach świetności służyła pewnie za mieszkalną jaskinię. Odgradzając od wyjścia, zmuszeni byliśmy cofnąć się pod samą ścianę a im dalej było mało. Zaraz rzucili się na nas, ten amor od siódmej boleści chwycił mnie przyciągając do siebie obleśnie a Arcun z innym wilkiem zaczęli atakować Jaskra. Byli bezlitośni a on bezsilny. Z każdym ich gryzieniem czy kopnięciem go, starałam się wyrwać z uścisku ale był zbyt mocny.
-Zostawcie go! Zostawcie!- Wyłam przez łzy bezradnie. Po kilku minutach stracił przytomność a oni łaskawie przestali. Kuzyn zwrócił się ku mnie gdy opadłam obok niego sprawdzając co z nim.
-Astelle, to nie ładnie tak nie interesować się gospodarzami jak jesteś w gościach- warknął ale całą uwagę pochłonął mój kochany. Oddychał ale płytko, chyba złamali mu kilka żeber. Jęknęłam na jego stan. Zwróciłam się słabo do nich.
-Czego chcecie?
-To chyba jasne? Z zakładnikami łatwo pokonamy Watahę Srebrnego Chabra, wasze alfy chyba za bardzo was sobie cenią. Chociaż będę wyjątkowo dobry- dodał z tryumfem w oczach.- Przez wzgląd na więzy rodzinne, którymi trułaś, spełnię twoje jedno durne życzenie. Zastanów się mądrze, co chcesz- to powiedziawszy wyszli wszyscy. Dopadłam od razu Jaskra modląc się o cud podczas leczenia go. On musiał przeżyć, nieważne co się stanie. Po kilku minutach od pełnego uleczenia, ocknął się rozglądając przy tym na boki. Przytuliłam go.
-Co się stało?- Mruknął zbierając się do podniesienia głowy.
-Skatowali cię- chlipnęłam.- Przestali jak straciłeś przytomność, dopiero cię wyleczyłam. Połamali ci trochę kości.
-Ciii, już dobrze- szepnął przytulając mnie.- Damy radę.
-Kochanie, trzeba przekazać innym co się stało- powiedziałam ze smutkiem.- To ty musisz to zrobić, nie możesz tu zostać. Jesteś ważniejszy.
-Astelle...
-Nie, posłuchaj. Ja bym tu dała radę, mogę siebie leczyć- powiedziałam drżącym głosem.- Arcun pozwolił mi wybrać jedną rzecz. Pamiętaj o tym, proszę.
-Co chcesz zrobić?- Zapytał chórem z kuzynem, który właśnie wszedł zirytowany z drugim wilkiem, tym samym który mnie trzymał.
-Podjęłam decyzję- powiedziałam pusto.- Puśćcie proszę Jaskra z powrotem, żeby nic mu się nie stało.
-Nie chcesz siebie ratować?- Zapytał z iskrami w oczach Arcun. Posłałam mu twarde spojrzenie.
-Nie troszczę się o siebie. Chcę tylko, żeby Jaskier był bezpieczny.
-Jak sama tu zostaniesz będziesz musiała zrobić wszystko co powiemy.
-Niechaj tak będzie- powiedziałam poddając się.
-Astelle, nie!- Wrzasnął ukochany, którego drugi wytargał na odchodne rzucając, że zaklepuje sobie mnie. Arcun się zgodził i kiedy wrzaski zaprzeczenia Jaskra ucichły, uśmiechnął się do mnie podle.
-Witaj w piekle.
Zaraz zza mnie z ściany wyrosło natychmiast ostrze, które zbyt szybko mnie przebiło na wylot. Jęknęłam z bólu czując szybko uciekającą posokę. Ostatnie co pamiętam to jego nachylającego się nade mną mówiącego zaklęcie.
Tylko nie ono.
Wydałam z siebie stłumiony wrzask, urwany.
Zapadła ciemność.

< Jaskier? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz