Ymir uciekł. Inaczej nie mogłem tego określić, po prostu wskoczył w krzaki i uciekł. Równocześnie zostawiając nas samych po wydaniu poleceń. Dla mnie było to jednoznaczne, ze sprzeniewierzeniem się całej watasze.
- Ja tego Ymir'a... - syknąłem przez zaciśnięte szczęki czując, że zaraz zacznę dymić.
- Spokojnie - ugasił mnie delikatnie Oleander - nie może być aż tak źle. Być może Ymir zrobi to, o czym mówiłeś przed chwilą - popatrzył na mnie wyczekująco, siadając na ziemi.
- Mam taką nadzieję, bo jeśli tego nie zrobi... - fuknąłem w złości. Byłem zdenerwowany na tyle, by nie domawiać końcówek zdań.
- Zrobi. A na razie nie mówmy o tym i postarajmy się w spokoju obejść tereny WSC i zobaczyć, jak teraz wyglądają ziemie zajęte przez wrogów. Jeśli pozwolisz chcę sprawdzić, jak się tam ulokowała Wataha Szarych Jabłoni.
- Oczywiście - mruknąłem - chodźmy.
Po dosyć długim spacerze w milczeniu, podczas którego każdy z nas zapewne zastanawiał się nad swoimi przeżyciami i możliwymi sposobami rozwiązania tego palącego problemu, koniec końców dotarliśmy do Borów Dworkowych, w których czekał nas cel wędrówki. Gdzieś przy wschodniej granicy zajętych przez WSJ terytoriów dał się w końcu wyczuć zapach tamtejszych, obcych wilków. Idąc wzdłuż krańca naszego terenu odszukałem miejsce, gdzie byłem niedawno wraz z moimi żołnierzami.
- To tam. Są - kiwnięciem głową wskazałem na jakieś zbiegowisko kilkadziesiąt metrów od nas. Były tam cztery wilki, wyraźnie czymś podniecone. Nie poznałem żadnego z nich, po części dlatego, że były daleko, po części, ponieważ żaden zapach, który wyczuwałem nie przypominał mi nikogo ani niczego znajomego.
- Rzeczywiście, blisko naszych granic - Oleander rozejrzał się zagubionym wzrokiem dookoła.
- Mylisz się, są już za naszymi granicami - poinformowałem - ich siedlisko jest nieco dalej, ale jestem pewien, że wychodzą coraz dalej.
< Ymir? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz