- W takim razie - schyliłem głowę, niepewnie patrząc spode łba na Oleandra, który miał teraz decydujące zdanie w tej sprawie - Mundurek.
- Nie mam ku temu wątpliwości - on również spuścił wzrok, łapą grzebiąc w piasku, którym wyściełana była ta część jaskini.
- Tak, kto jeszcze? - włączyła się Astelle, rozglądając się po zebranych - musimy mieć kilku posłów, nie jednego. Sam przecież sobie nie poradzi.
- Aaa... - machnąłem łapą - nie znasz go dość dobrze. Pozostali będą mu tylko przeszkadzać. Ale, jakby się nad tym dobrze zastanowić, masz rację, kilkorgu łatwiej będzie poradzić sobie z tą niezwykle trudną próbą, na jaką zamierzają wystawić nas alfy tych "Cieni". I tutaj właśnie, nie widzę tak wyraźnie nikogo innego, niż siebie.
- Dlaczego ty? - zawołała Astelle ze skrywanym pod maską zdziwienia przestrachem - dopiero co skończyliśmy z Watahą Szarych Jabłoni. Nie możesz znów działać tak daleko, bo wreszcie źle się to skończy - pokręciła głową, zbliżając się do mnie o krok - jesteś alfą WWN, zbyt narażoną na atak postacią. Niech pójdzie ktoś neutralny.
- Różyczko - odparłem uspokajająco - razem z Mundusem nie takie rzeczy już robiliśmy. Razem zawsze idzie nam jakoś sprawniej, zawsze tak było, więc teraz też damy sobie radę.
- Jeśli chcesz - wzruszył ramionami Oleander - też nie mam lepszego pomysłu. Można by wysłać jeszcze twoją matkę, ale obawiam się, że wyprawa w tak odległe tereny nie jest już na jej lata. Nie mówiąc już o Murce, która po niedawnej śmierci Andreia jest na skraju załamania. W praktyce nie mamy teraz posłów - tu przerwał na chwilę, po czym ziewnął i dodał - może zresztą porozmawiamy o tym na przykład jutro? Obradujemy już dosyć długo, a nie jest to chyba sprawa nie cierpiąca zwłoki. Zanim wróg zorganizuje cokolwiek, pewnie już dawno załatwimy tą sprawę. Najważniejszy jest spokój.
- Nie wiem, czy mogę się z tobą zgodzić - wzruszyłem ramionami - ale jak wolisz. Mi się nie spieszy.
- Zatem kończymy na dziś - teraz odezwała się Kanaa, wstając i rozprostowując stawy. Podnieśliśmy się również i nieśpiesznie wyszliśmy z jaskini.
- Wybacz, nie mogę cię tam puścić - wilczyca teatralnie odwróciła głowę, unosząc podbródek, gdy tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem wzroku alf. Uśmiechnąłem się lekko.
- Myślę, że pod moją nieobecność możesz zająć się czymś innym, bez dwóch zdań ważniejszym.
- Co masz na myśli - zapytała, niepewnie kładąc uszy po sobie, gdy zbliżyłem się nieco idąc teraz przy niej.
- Uważam, najdroższa, że powinniśmy poważniej podejść do tematu szczeniąt - zacząłem wolno, lecz w końcu postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i kontynuowałem pewniej - co ty na to? - zapytałem, machnąwszy ogonem, stając przed nią tak, że nasze nosy mogłyby się teraz zetknąć. Astelle cofnęła się o krok, gdyż drzewo rosnące z tyłu uniemożliwiło jej dalszy ruch. Popatrzyłem jej głęboko w oczy, wyczekując jakichkolwiek słów.
< Astelle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz