- Oleandrze... - Murka cicho wypowiedziała moje imię, gdy weszliśmy do jaskini, w której siedziała wraz z Andreiem - Andrei... - usłyszałem jeszcze jej cichy głos. Przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej znaleźć się obok moich przyjaciół. Uklęknąłem przy Andreiu, próbując zaobserwować jakiś ruch z jego strony. Niczego jednak nie zauważyłem, toteż z coraz większym przejęciem i rosnącym poziomem stresu wbiłem wzrok w białą waderę, siedzącą nad ciałem swojego byłego partnera. Ta podniosła na mnie pełne żalu oczy, jakby wyczuwając na sobie moje spojrzenie.
- On chyba już nie żyje - szepnęła drżącym głosem, starając się zachować spokój jeszcze choć przez chwilę.
Nachyliłem się nad nim, próbując w dalszym ciągu zaobserwować ruch na jego klatce piersiowej. Przyłożyłem łapę do jego szyi. Potem do brzucha. Nic. Nawet żadnej reakcji.
Kanaa usiadła obok mnie i dotknęła łapą mojego ramienia. Spojrzałem na nią ze smutkiem. Następnie oboje przenieśliśmy wzrok na leżącego przed nami wilka, który półotwartymi oczyma po raz ostatni patrzył na świat.
- Już go z nami nie ma - westchnął Lenek żałośnie - Murko, nie patrz na niego. Już mu nie pomożesz, siostrzyczko - to mówiąc odsunął ją delikatnie od ciała. Wadera nadal kochała martwego basiora, nic na to nie poradzimy - ćśś... - Lenek przytulił smutną i jakby otumanioną wilczycę - taka kolej rzeczy - w tamtej chwili nikt nie zastanawiał się nad przyczyną śmierci wilka. Było dla nas jasne, że ktoś tak stary miał prawo odejść w każdej chwili. Nikt nie zastanowił się nad tym, że basior czuł się dobrze jeszcze kilka godzin wcześniej, gdy szedł z nami do tej groty. To z resztą było już nieważne.
W tym momencie usłyszeliśmy kroki u progu jaskini. W wejściu pojawił się błękitny ptak. Od razu wydał się zaniepokojony. Przywołałem go gestem łapy. Podszedł wolno i spojrzał na Andreia, po czym, nie czekając na nasze słowa, usiadł przy nim i zmierzył mu puls, kładąc jednocześnie szpony na jego powiekach, zamykając uchylone oczy wilka.
- Nie żyje - powiedział sam do siebie - jeszcze ciepły...
Pokiwałem głową, ze zdumieniem widząc jak mój niebieski przyjaciel przeciera dziób skrzydłem. Andreia nie pożegnała żadna wilcza łza. Tylko oczy jego niegdyś największego nieprzyjaciela zaszkliły się.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz