Nestor popchnął mnie gwałtownie, bym otrzeźwiał. Potem ruszył przed siebie, nie znoszącym sprzeciwu spojrzeniem nakazując mi pójść za sobą. Zacisnąłem szczęki, w cichym geście bezsilności. Mundus bez słowa położył mi skrzydło na ramieniu, jednocześnie drugim wskazując drogę. Cóż miałem robić? Moja najdroższa duszyczka nagle została zastąpiona przez okrutnego potwora bez uczuć innych niż gniew i nienawiść? Co mogłem zrobić?
- Astelle... - nadal cały się trzęsłem. Znaleźliśmy się już poza zasięgiem wzroku wrogich wilków, w wilgotnym, spokojnym lesie - Astelle... - jęknąłem ponownie, spuszczając głowę. Poczułem, jak oczy znów zaczynają mnie piec.
- Nic z tym nie zrobisz - Nestor wydawał się być rozdrażniony. Szedł szybkim, pewnym krokiem przed siebie, niespecjalnie czekając nawet, bym go dogonił.
- Co? - podniosłem wzrok - co mówisz?
- Idziemy do Kanjiela - warknął - musi nam pomóc. To już nie tylko ich wewnętrzna sprawa.
- Masz rację - przetarłem łapą oczy - wrócimy tam i wymusimy to na nim. A co, jeśli mimo wszystko nie zgodzi się nam pomóc?
- Wtedy będziemy próbowali załatwić to inaczej - westchnął wilk przymykając oczy, jakby nagle pozbył się całej złości.
- Nie wyobrażam sobie, jak to zrobili - mruknąłem - CO z nią zrobili.
- Bo nie znasz naszego kuzyna. Spokojnie, być może uda się to jakoś naprawić...
- Dlaczego - warknąłem nagle, wolno przenosząc wzrok na Mundusa - dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - wyszczerzyłem kły, stając przed nim.
- Czy nie lepiej, że zobaczyłeś to u nich, na własne oczy? - towarzysz spokojnie przesunął się w bok, nadal patrząc mi w oczy.
- Nie powiedziałeś mi prawdy - odwróciłem się w jego stronę, warcząc groźniej niż poprzednio.
- Nie, nie powiedziałem ci wszystkiego - odrzekł stanowczo.
- Zostaw go - Nestor wszedł pomiędzy nas, pohamowując mój gniew - gdybyś wiedział o zaistniałej sytuacji, mogłoby się to skończyć gorzej. Wtedy pewnie doszłoby do walki, w której nie mielibyśmy szans.
Wypuściłem powietrze z płuc. Miał rację, nie powstrzymałbym się. A nie mam teraz siły na walkę z silniejszymi.
Ponownie udaliśmy się do jaskini samca alfa WSJ. Jak poprzednio, przebywał w jaskini wraz ze swoją strażą przyboczną. Teraz weszliśmy wszyscy trzej. Powitał nas znudzonym i nieco oziębłym spojrzeniem, pod którym jednak kryła się impulsywna i żywa natura. Wiedziałem to, toteż postanowiłem nie rezygnować za wszelką cenę.
- Kanjielu - zacząłem przez zaciśnięte kły - musisz coś z tym zrobić.
- Cóż znooowu? - teatralnym ruchem załamał ręce.
- Jeśli ta banda nadal będzie nas gnębić, nie zawahamy się walczyć z nią z całą mocą, jaką posiada nasza wataha - odrzekłem - dwie watahy.
- Cóż zatem poradzę? - sapnął basior - gdyby to podległe mi wilki porwały twoją towarzyszkę życiową, z pewnością ukróciłbym ich działalność. Lecz tłumaczyłem ci już, nie zrobię tego - tutaj pewnie zakończyłaby się rozmowa, ucinając się jak poprzednio w momencie, gdy nie wiedziałem już, co powiedzieć.
- Poczekaj, nim podejmiesz decyzję - tu do rozmowy włączył się Mundus. Serce zabiło mi mocniej, popatrzyłem teraz pełen wyczekiwania w ptaka, który przejął pałeczkę. Zawsze, gdy się to działo, coś zyskiwaliśmy, więc teraz być może...
- A więc? - alfa z pobłażaniem podniósł jedną brew - co jeszcze chcesz mi uświadomić poza tym, co i tak wiem? - zakończył dobitnie.
- Posłuchaj mnie - towarzysz zrobił dwa kroki w jego stronę - znamy się od dawna. Nie pytam już nawet, dokąd odszedł ten wilk, który do niedawna trzymał w garści całe swoje społeczeństwo. Teraz widzę, że nie byłeś nim ty, a taki jest potrzebny. WSJ to duża wataha...
- Tak, lecz to chyba nie ma znaczenia - Kanjiel popatrzył na Mundurka podejrzliwie.
- Ma ogromne - pokręcił głową ptak, nie tracąc kontaktu wzrokowego z rozmówcą - to chyba proste, że w dużej społeczności łatwiej o bunty, czyż nie?
- Jeśli tak mówisz...
- Nie wiem, czego nie rozumiesz - towarzysz teatralnie uniósł skrzydło - ale to logiczne, większą grupę łatwiej podburzać. Rozumiem, że nie chcesz wywołać buntu...?
- Tak właśnie jest - przytaknął basior niechętnie.
- ...Więc nie chcesz sprzeciwiać się silniejszej grupie...?
- Co? Kto powiedział, że są silniejsi ode mnie? - żachnął się samiec alfa.
- Ty - odpowiedział ptak ze zdziwieniem, na chwilę zostawiając te słowa bez komentarza.
- Manipulujesz! - Kanjiel wstał gwałtownie - zawsze tylko manipulujesz. Teraz również!
- Posłuchaj mnie, wyjaśnię - Mundus spojrzał spokojnie na wilka, który usiadł z ciężkim westchnieniem - czy to, co mówię, nie ma sensu?
- Ma... pewnie ma - mruknął basior.
- Jeśli nie zareagujesz, będą panoszyć się coraz bardziej - powiedział uświadamiająco towarzysz - to właśnie doprowadzi do buntu. Chyba, że zdusisz to, zanim się rozrośnie. Masz jeszcze szansę, a jeśli sobie nie poradzisz, pomożemy oczywiście...
- Ja mam sobie nie poradzić z jakąś małą kliką kilku wilków?! - warknął wilk.
- Przepraszam - Mundus zniżył głowę z udanym zakłopotaniem - przez chwilę miałem wrażenie, że o to ci chodziło.
- Żartujesz sobie - fuknął wilk, ponownie zrywając się ze swego miejsca - Kryzys, Amur! Szykujcie się. Pójdziemy jutro do tych szubrawców! A was, przyjaciele, na razie musimy pożegnać. Widzimy się jutro - zakończył naszą rozmowę.
- Mundus, ty do nieba pójdziesz piechotą zaraz po śmierci - wyrzekłem, gdy wyszliśmy z jaskini alfy WSJ.
- Oj, przyjacielu, z moim niebem może być różnie - zaśmiał się cicho ptak - chyba z resztą masz tego świadomość...
- Jak dla mnie, teraz nieważne, co działo się wcześniej - zaprzeczyłem, po czym zmieniłem temat - Nestor, możemy na ciebie liczyć, w razie czego?
- Co to za pytanie - prychnął wilk beznamiętnie - ale jeśli ten basior rzeczywiście ma jakąś władzę w swojej watasze, czuję, że może się udać.
- Tego się właśnie obawiam - Mundur w zamyśleniu wbił wzrok w dal - Kanjiel powoli się starzeje, może nie mierzyć sił na zamiary... ale póki co, miejmy nadzieję.
< Astelle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz