-To niezły pomysł, może będą przychylni na sojusz- rzekł Oleander po zastanowieniu.- Trzeba być dobrej myśli.
-Nie chcę psuć pełnego nadziei nastroju- odezwałam się z wahaniem przy czym ściągnęłam na siebie ich uwagę- ale chyba wiem o której mówisz watasze. W podobnej odległości leżą od mojej rodzinnej watahy.
-Do czego zmierzasz?- Zapytała zaciekawiona Kanaa.
-Bardzo długo walczyli o sojusz z nimi, są bardzo wybredni. Tydzień przed moim odejściem w końcu łaskawie się zgodzili.
-A ile to trwało?- Dalej dociekała się.
-Jakieś dwa lata- bąknęłam, reszta jęknęła.
-W tym tempie to WSJ nas zaatakują- powiedziały chórem basiory. Wzruszyłam ramionami.
-Jednak moja rodzinna wataha nie należała do sporych, malutka jest i mamy skromne tereny, pewnie dlatego z początku odrzucali sojusz. Tu co innego- spojrzałam jeszcze raz na mapy dla pewności.- tereny spore, duża liczba członków oraz jeszcze sojusz z WWN. Jestem przekonana, że zgodzą się.
-W takim razie na co czekamy? Już zaraz posłańcy powinni ruszać- zauważył Jaskier. Wszyscy pokiwali głowami. Myślałam już o wyjściu ale samica alfa się odezwała z wahaniem.
-Chyba powinniście o czymś wiedzieć... Ostatnio coś kamienie na jaskiniach zaczęły się poruszać- nim skończyła, usłyszeliśmy spory huk i na zewnątrz zaczęły się pojawiać kłęby dymu. Nim się obejrzeliśmy, Jaskier już wyglądał o źródle tego sajgonu.
-Wiesz co Astelle? Problem z mieszkaniem samoistnie się rozwiązał- powiedział cały czas patrząc na zewnątrz.
-Co jest?- Wstałam nie rozumiejąc tej wypowiedzi.
-Twoja jaskinia, no... Uległa samozniszczeniu.
-Co?- Wyjrzałam w tamtym kierunku. Rzeczywiście, moją jaskinie zawaliły gruzy. Sporo tego. Chyba wszystkie kamienie wolno leżące przybyły.
-Miałaś tam coś ważnego?
-Nie. Tylko ten mech- jęknęłam i wymieniłam się z ukochanym spojrzeniem, by zaraz razem wybuchnąć śmiechem. Mech jako powód naszego poznania się na początku.
< Jaskierek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz