Przełknąłem ślinę ze złością zaciskając powieki. Czułem się bezsilny i zagrożony. Powystrzelają nas. Powystrzelają nas jak ruchome cele. Dla rozrywki. Dla sportu. Dlaczego? Bo jesteśmy dla nich konkurencją? Zabijamy, żeby przeżyć, a nie dla zabawy, jak robią to ludzie. Natura bez człowieka poradzi sobie doskonale, jakkolwiek nie tłumaczyli by sobie tego ci legalni kłusownicy.
W tamtej chwili poczułem się, jakby ktoś wydał wyrok na całą naszą watahę. Co teraz zrobią ludzie ze wsi? Będą na nas polować, tak jak ich myśliwi? Odwrócą się od nas?
Zbyt wiele pytań kłębiło się w mojej głowie. Westchnąłem głęboko, chcąc razem z oddechem wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje i zacząć planować, myśleć racjonalnie. Trzeba coś z tym zrobić. Nie będziemy bezczynnie czekać, aż powybijają nas wszystkich.
Podszedłem do Lenka, przyglądając się jego ranie, która chyba nie krwawiła już tak bardzo. Zacząłem nawet mieć nikłe nadzieje na poprawę jego stanu, lecz i ona szybko przeszła. Toph powiedziała w końcu:
- Już koniec.
Przysiadłem obok wilka. Nikł w oczach.
- Już nic nie da się zrobić? - zapytała Kanaa smutno. Medyczka tylko pokręciła głową.
- Poczekajcie jeszcze chwilę - nagle za nami dał się słyszeć donośny głos, który, choć rzadko słyszany, właził w pamięć każdemu, kto kiedykolwiek się z nim zetknął. Ja również poznałbym wszędzie, nie zapomniałem jego brzmienia od czasów, gdy wraz z Maxem przebywaliśmy w kruczej kryjówce*...
Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w jego stronę. To Gerania. Położyłem uszy po sobie.
- O czym mówisz? - zapytałem.
- Lenku... obudź się - czarna wilczyca podeszła do basiora, który otworzył oczy, po raz pierwszy, odkąd go tutaj zobaczyłem.
- Co chcesz zrobić? - znów zapytałem, nie rozumiejąc, do czego zmierza sytuacja.
- Lenku, twoja historia nie miała się jeszcze skończyć - ponownie usłyszeliśmy jej ciche słowa, gdy pochylała się nad wilkiem - wiesz o tym, prawda?
Lenek słabo pokręcił głową.
- Dam ci więc te dwie perły, które będą liczyć ostatnie dni twojego życia. Musisz jeszcze załatwić jedną rzecz, Lenku - to powiedziawszy, położyła mu łapę na ramieniu i zniknęła.
Wilk nieco oszołomiony usiadł na ziemi i popatrzył na dwie białe perły, które wisiały na złotym łańcuszku. Rana w jego boku zasklepiła się nagle.
- Jak to ma niby wskazać, kiedy umrę? - odezwał się po raz pierwszy zaspanym głosem.
- Dowiemy się zapewne później - odpowiedziałem ciepło, starając się wymusić na sobie spokój.
< Kanaa? >
* Patrz: Od Oleandra CD Maxa
Przysiadłem obok wilka. Nikł w oczach.
- Już nic nie da się zrobić? - zapytała Kanaa smutno. Medyczka tylko pokręciła głową.
- Poczekajcie jeszcze chwilę - nagle za nami dał się słyszeć donośny głos, który, choć rzadko słyszany, właził w pamięć każdemu, kto kiedykolwiek się z nim zetknął. Ja również poznałbym wszędzie, nie zapomniałem jego brzmienia od czasów, gdy wraz z Maxem przebywaliśmy w kruczej kryjówce*...
Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w jego stronę. To Gerania. Położyłem uszy po sobie.
- O czym mówisz? - zapytałem.
- Lenku... obudź się - czarna wilczyca podeszła do basiora, który otworzył oczy, po raz pierwszy, odkąd go tutaj zobaczyłem.
- Co chcesz zrobić? - znów zapytałem, nie rozumiejąc, do czego zmierza sytuacja.
- Lenku, twoja historia nie miała się jeszcze skończyć - ponownie usłyszeliśmy jej ciche słowa, gdy pochylała się nad wilkiem - wiesz o tym, prawda?
Lenek słabo pokręcił głową.
- Dam ci więc te dwie perły, które będą liczyć ostatnie dni twojego życia. Musisz jeszcze załatwić jedną rzecz, Lenku - to powiedziawszy, położyła mu łapę na ramieniu i zniknęła.
Wilk nieco oszołomiony usiadł na ziemi i popatrzył na dwie białe perły, które wisiały na złotym łańcuszku. Rana w jego boku zasklepiła się nagle.
- Jak to ma niby wskazać, kiedy umrę? - odezwał się po raz pierwszy zaspanym głosem.
- Dowiemy się zapewne później - odpowiedziałem ciepło, starając się wymusić na sobie spokój.
< Kanaa? >
* Patrz: Od Oleandra CD Maxa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz