Patrzyłam na odchodzącą parę z mieszanką ulgi i radości. Nie poznałam ich ale wyczułam od nich bijącą miłość, więc na pewno byli parą. Spojrzałam z pytaniem w oczach na Jaskra. Zrozumiał moje nieme pytanie.
-To byli Głóg i Kareja, tutejsza para.
"Wygrałam" pomyślałam w duchu. Zaraz jednak ponownie się odezwał.
-Ze stanowiskiem to trafili u ciebie w dziesiątkę. Oleander wypytał cię o umiejętności?
-Z grubsza- kiwnęłam głową.
-Ciekawe. Wcześniejsi medycy leczyli po staremu, no wiesz, długotrwałe metody. A ty tak od razu i po problemie.
-Moja moc leczenia działa na dwa sposoby ale trochę trudno jest to tłumaczyć. Może przy innej okazji bym to lepiej wyjaśniła- rzeczywiście, dosyć trudno było mi opowiadać o swoich zdolnościach. Zresztą, nie przepadałam za tym. Wystarczyło mi to, że znacznie się różniłam od rodziny. Niestety, tą zmianę w zachowaniu i wymijającej odpowiedzi zauważył basior.
-Co jest grane?
-Nic- odparłam zbyt szybko. Jaskier zaczął mi się uważnie przyglądać.
-Coś ukrywasz- stwierdził. Uciekłam wzrokiem na bok.
-Chodźmy pozwiedzać dalej!- Zaproponowałam i już ochoczo wstałam by ruszyć dalej, ale nic z tego. Ponieważ pewien ktoś złapał mnie za ogon i pociągnął ponownie do ziemi zmuszając do siadu.
-Co się dzieje?- Zapytał trochę ciszej.
-To... To moja tajemnica, przez którą jest mi wstyd- powiedziałam wbijając wzrok w ziemię.
-Nie ufasz mi?
Nie odezwałam się tym razem. Tak naprawdę nie chciałam, żeby zaczął się śmiać. Jedyna durna rzecz, przez którą wolałam zniknąć pod ziemią. Po chwili wstałam.
-Późno się robi, wracajmy- powiedziałam cicho i ruszyłam z powrotem do nowej watahy.
< Jaskier? Nie bierz tego do siebie, może wkrótce się dowiesz o co chodzi >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz