Obudził mnie zimny powiew wiatru. Otwierając szybko oczy, spotkałem przed sobą spokojnie opadającą wodę wodospadu, która odbijała chłód tego miejsca. Poczułem, jak przez moje plecy przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Otrząsając się, wstałem z ziemi. Po wyprostowaniu sylwetki wypuściłem powietrze nosem, przez co ujrzałem biały obłok. Było na tyle zimno, że już działy się takie zjawiska. Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem przed siebie, w tym samym momencie słysząc dziwny odgłos. Skrzywiłem się delikatnie i z mlaśnięciem ruszyłem do lasu w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do zapolowania na cokolwiek. Przebierając powoli łapami, mijałem kolejno drzewa, które wyglądały bardzo podobnie do siebie, przez co po niedługim czasie zacząłem myśleć, że idę w miejscu. Pokręciłem głową i spojrzałem się w obydwie strony, poszukując czegoś, nie do końca wiedząc czego. Chrząknąłem cicho i dalej nie rozmyślając, kroczyłem przed siebie. Po czterdziestu może pięćdziesięciu minutach poszukiwań godnego mnie pożywienia, natknąłem się na sarnę, która energicznie podskakiwała. Zdziwiony, podszedłem bliżej niej, aż w końcu dojrzałem jej tylne nogi obwiązane liną. Wychodząc z krzaków, pokazałem się jej, przez co jeszcze bardziej wierzgała. Przewróciłem oczyma i usiadłem przed nią, przyglądając się jej ruchom. Wyglądała na wyczerpaną. Zapewne męczy się z zasadzką kilka godzin. Odwróciłem na chwilę głowę, po czym podchodząc do niej, wbiłem w jej kark kły. Nawet nie walczyła, po prostu się poddała. Puszczając ją na ziemię, przyjrzałem jej się dokładniej, po czym zacząłem konsumpcję. Niedługo po tym usłyszałem za sobą znajomy głos. Ruszając chwilę uszami, upewniałem się co do swoich podejrzeń, po czym unosząc delikatnie głowę znad zwierzyny, mruknąłem:
- Jeżeli chcesz do kogoś podchodzić, rób to na przyszłość ciszej -spojrzałem się w jego stronę przez ramię, oblizując przy tym pysk.
Ciemny wilczur na chwilę stanął w miejscu, lecz szybko się otrząsnął i podszedł do mnie z delikatnym uśmieszkiem. Próbując go ignorować, powróciłem do poprzedniej czynności, jakim było jedzenie. Kątem oka widziałem, jak wilk siada obok mnie, patrząc na mnie dziwnym, nieodgadnionym wzrokiem, który trochę mnie przytłaczał. W końcu spojrzałem na niego z pytaniem w oczach, lecz długo to nie trwało, gdyż odsunąłem się od sarny, zwieszając przy tym głowę. Wilk patrzył na mnie zdziwiony, przez co czułem się jeszcze dziwniej.
- Jesteś alfą, co nie? W takim razie masz pierwszeństwo -wycedziłem, odwracając przy tym łeb od niego.
Ten zamrugał kilka razy, po czym mówiąc krótkie "dziękuje" dokończył mój posiłek. Siedząc obok niego, przyglądałem się, myśląc. Widząc, że już prawie skończył, zacząłem.
- A więc coś wymyśliliście w sprawie tej watahy, o której wam mówiłem? W końcu to dość poważna sprawa Jaskrze.
- Masz rację -odpowiedział, podnosząc przy tym głowę -i muszę odpowiedzieć, że mamy już plan.
Nie powiem, zaskoczyła mnie jego odpowiedź. Myślałem w końcu, że zajmie to im więcej czasu niżeli noc i pół dnia. Zaśmiałem się do siebie, kręcąc przy tym głową.
- Jestem pod wrażeniem. Szczerze powiedziawszy, myślałem, że będziecie nad tą sprawą siedzieli przez najbliższe kilka dni, może tygodni. Myliłem się jednak -prychnąłem, przyglądając się mu uważniej.
- Masz rację, myliłeś się -odpowiedział niewzruszony moją postawą -Mundus prawdopodobnie jest już gdzieś na tamtych terenach.
- Misja zapoznawcza? -zapytałem, przekręcając głowę.
- Można tak to ująć -pokiwał głową, po czym oblizując wargi, dodał -planuję również się tam wybrać. Mamy zamiar zawrzeć z nimi sojusz. Rodzinna wataha Astelle jest z nimi połączona, więc mamy trochę ułatwione zadanie.
- Jesteście pewni?
Jaskier spojrzał na mnie zdziwiony. Opowiedział mi o kontakcie jego małżonki z rodzinnymi stronami oraz o informacjach związanych z tamtymi watahami. Wszystkiego słuchałem bardzo uważnie, sklejając wszystko w całość.
- Według mnie -zacząłem, wyprostowując się przy tym -jest w tym jakiś podstęp. Nie wydaje ci się to dziwne? Takie długie starania o sojusz i to jeszcze z watahą, która nawet się nie pokazuje swoim sojusznikom. Oraz to, że podobno chcą się dostać do wybrzeża. Może czegoś szukają? Jak dla mnie powinniście to bardziej przemyśleć, a przynajmniej mieć coś, lub kogoś w razie komplikacji.
- Aż tak się martwisz? -uśmiechnął się cwaniacko, na co się skrzywiłem.
- Oczywiście, w końcu to wataha, w której jestem i to od niedawna. Chciałbym jeszcze trochę pożyć.
Wilczur pokręcił głową, a następnie wstał. Zanim jednak ruszył, powiedział.
- Chodźmy więc do Oleandra. Może w końcu coś ustalimy w twojej obecności?
Słysząc to, od razu pokręciłem głową. Na pytanie "dlaczego" szybko odpowiedziałem.
- Nie mam teraz ochoty na takie rozmyślanie. Myślisz, że będąc szpiegiem, mogę wszystko? Mylisz się zatem -prychnąłem, po czym również wstałem, machając przy tym ogonem -jednakże jestem ciekaw waszej dyskusji. Tylko dlatego pójdę -uśmiechnąłem się szeroko, na co wilk spojrzał krzywo.
Nie czekając dłużej, ruszyliśmy w stronę jaskini Oleandra. Droga jednak nie była cicha i spokojna. Cały czas się w czymś wykłócaliśmy czy spieraliśmy. Będąc u stóp jaskini alfy, położyłem uszy po sobie. W oddali mogliśmy dojrzeć zieloną posturę, do której powoli zbliżała się jasna postać Oleandra. Podchodząc do nich bliżej, Jaskier od razu rozpoczął.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz