- Tak, pewnie - powiedziałam. Myślami byłam już zupełnie gdzie indziej.
- W takim razie spotkamy się tu jutro, przed wschodem słońca.
Shino kiwnął głową, przyglądając mi się badawczo. Byłam niemal pewna, że domyśla się co chcę zrobić. Posłał mi jeszcze chytry uśmieszek i skoczył pomiędzy drzewa.
- Uważaj po drodze - ostrzegł mnie Jaskier, odchodząc.
- Oczywiście - zapewniłam, parskając śmiechem.
Chwilę później biegłam już w stronę granicy z WSJ. Musiałam przekonać się, czy lis nie przesadził w swojej ocenie sytuacji.
Gdy tylko znalazłam się na wrogim teranie, zobaczyłam sporą grupę wilków, znajdującą się w niewielkim rozproszeniu na otwartym terenie. Zatrzymałam się, w miejscu gdzie kończyła się linia lasu, a zaczynał otwarty teren. Liczyłam, że żaden członek WSJ mnie nie zauważy. Oczywiście mogłam sobie tłumaczyć, że tylko odpoczywają, albo urządzają jakieś spotkanie integracyjne, ale nigdy nie lubiłam bagatelizowania problemów. W końcu lepiej zapobiegać niż leczyć.
Nigdzie nie widziałam Kanjiela, ale to wcale nie oznaczało, że to nie on stoi za tą małą imprezą. Postanowiłam nie ryzykować bardziej i wycofać się w głąb lasu. Najszybciej jak potrafiłam pobiegłam do jaskini alf. Na Oleandra wpadłam w ostatniej chwili, bo wyglądało na to, że akurat gdzieś się wybierał.
- Witaj, Kasai! - Pomachał delikatnie ogonem, wyglądał na zmartwionego. - Znaleźliście Shino?
- Tak - rzuciłam, wciąż starając się wyrównać oddech po biegu. - Uważa, że WSJ coś szykuje. Byłam tam i muszę przyznać, że sytuacja jest dziwna.
W tym momencie tuż obok nas pojawił się Mundus.
- Tak myślisz? - zapytał z widocznym rozbawieniem.
- Jeszcze ciebie tu tylko brakowało - westchnęłam. Świat chyba uznał, że mało miałam problemów.
- Kanjiel nie żyje - rzucił niebieski ptak.
Przez chwilę nie wiedziałam co o tym myśleć. TEN Kanjiel nie żyje? Ten prymityw z przerośniętym ego, który skutecznie psuł mi humor przez parę ostatnich miesięcy? Świat jest jednak łaskawy! Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Kasai, to nie jest dobra wiadomość - zaczął Oleander, marszcząc brwi.
- Oczywiście, że nie - zapewniłam. - Powinniśmy opuścić flagi do połowy masztu i tak dalej. Na szczęście nie mamy flag.
- Widzę, że nie pojmujesz powagi sytuacji, więc pozwól, że wyjaśnię ci to w skrócie. - Przerwał, by upewnić się czy słucham. - Kanjiel zginął w wyniku rebelii. Teraz WSJ już nic nie powstrzymuje przed atakami i wchodzeniem na nasze tereny. Chcę pomóc wam dotrzeć do NIKLu.
- A to niespodzianka! - Nagle zdałam sobie sprawę, że coś w jego wypowiedzi mi nie pasuje. Położyłam jedno ucho po sobie i przekrzywiłam głowę w zamyśleniu.- Chwila... Skąd wiesz o planie?
- Nieistotne - skwitował.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc i posłałam zawiedzione spojrzenie Oleandrowi i Sekretarzowi, który właśnie do nas doszedł. Można ich ostrzegać, prosić, a oni i tak zrobią po swojemu. Nie twierdzę, że nie wyszło nam to na dobre. Cóż... przynajmniej na razie.
- Skoro tak się sprawy mają, chciałbyś może, Mundusie, skoczyć z nami do NIKLu? Wyruszamy z samego rana. - Ptak uśmiechnął się tryumfalnie
- Nie omieszkam.
Uznałam, że dalsza rozmowa z alfą jest zbędna. Mundek zapewne sam się wszystkim zajął, a sprowadzenie NIKLu od początku było priorytetem. Pożegnaliśmy się z wilkami i ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie mieliśmy się spotkać całą czwórką. Przez całą drogę Mundus nie odezwał się ani razu, za co dziękowałam losowi jeszcze długo później.
< Jaskrze? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz