Musiałam przyznać samej sobie, że mogłam postąpić wręcz durnowato jeśli by się okazało, że pomogłam najeźdźcy, ba, lecząc go z możliwych obrażeń od naszych. To prawda, formalnie należałam do tutejszej watahy formalnie od 4 dni ale takich pełnych jeszcze nie miałam. Co z tym idzie, nie miałam okazji poznać wszystkich tutejszych wilków i dlatego modliłam się oto, żeby wilk z chwili wcześniej był jednym z naszych. To była nadzieja z tego gatunku, której się trzyma jak ostatniej deski ratunku. Widząc podenerwowanie Jaskra szturchnęłam go lekko w bok.
-Jeśli to pomoże, to zapamiętałam konkretny kierunek jego odejścia. Nie wyglądał na takiego, który miał gdziekolwiek skręcać- powiedziałam. Wilk kiwnął głową i dał mi znak, żebym poprowadziła go. - Idziemy sami?
-Najwyraźniej, Oleander ze Stróżami i Szpiegami w okolicach granic. Spodziewają się, że możemy mieć odwiedziny w tamtejszych rejonach- wyjaśnił nie przerywając chodu. Własny krok nie był już taki wolny jak przy powrocie do watahy, zdążyłam się przyzwyczaić do pustki po oku i radzić sobie tymczasowo tylko z jednym. Większość trasy nie przebiegała nam na wylewnych rozmowach, bardziej były to krótkie i porozumiewawcze wymiany zdań. W pewnym momencie odczułam w ciele znajomej czucie, intuicja zadziałała. Przystanęłam i poprosiłam Jaskra by przez chwilę nic nie mówił. Wypełnił moją prośbę i po wyciszeniu się, wiedziałam gdzie mamy iść. Zmysł nas nie zawiódł i po natychmiastowej zmianie kierunku na skręceniu ostro na wschód dotarliśmy do polany, która była ponoć w niedalekiej odległości od naszych wrogów. Nic dziwnego, że czujność naszej dwójki wzrosła. Czekanie opłaciło nam się, wkrótce usłyszeliśmy śmiechy kilku basiorów, ton jednego poznałam po tym wyleczonym przez mnie a drugi... Wolałam abym się myliła.
W polu widzenia pojawiła się trójka wilków, na nasz widok jeden z nich przyjrzał mi się ciekawie.
-Panowie, to ta o której wam mówiłem- rzekł z niejaką dumą w głosie. Zaraz jednak zmarkotniał- ale chyba jakaś głupia jest.
-Coś ty powiedział...- warknął ostrzegawczo Jaskier ale po wymianie spojrzeń przystopował. Odchrząknął i zapytał sucho z mocą- czego szukacie na terenach nie należących do waszej watahy?
-Myślimy o powiększeniu miejsc, oraz członków- dodał to ostatnie znacząco spoglądając na mnie i oblizując się. Głodny był? Dziwny typ. Zaraz jednak serce przystopowało bicia na usłyszenie głosu wilka zza tamtych.
-Co z wami jest? Co się... Astelle?- Zapytał wychodzący wilk o rudej sierści. Na mój widok przybrał kpiący ton.
-Arcun?- Nie dowierzałam. To niemożliwe.- Co ty tam z nimi robisz?
-Yyyy, należę do tego zgromadzenia? A ty?
-Ja do tego- odparłam ciszej nie spuszczając z niego wzroku. Zaśmiał się tak... podle?- Co ci tak do śmiechu?
-To chyba czyni nas wrogami, co? Ale to i lepiej. Moja droga, wszyscy się zmieniają...
-Stary, co mi tu wyjeżdżasz z "moją drogą"?
-Nie spinaj się- skarcił go. Zaraz dodał ciszej ale wychwyciłam to- jak z nimi skończymy, dostaniesz ją.
-Hola hola, nie przeginaj- odezwałam się już mniej przyjaznym tonem a bardziej zimnym.- Wracając do poprzedniego o zmianach...
-A, no tak. Cóż, niespecjalnie cie lubiłem przez całe życie, teraz jednak mam pełne prawo zrobić z tobą co mi się żywnie podoba.
-Nie obchodzą cie więzy krwi?- Spytałam sucho. Arcun i ja byliśmy kuzynami. Podczas naszej wymiany zdań reszta się przysłuchiwała w milczeniu, chociaż jego kompani sporadycznie rechotali.
-Już nie- wyszczerzył się. Uśmiechnęłam się pod nosem robiąc krok w jego stronę. Teraz żarty na bok. Byłam wściekła.
-Wiesz, zawsze wydawałeś się palantem ale teraz bijesz wszelkie rekordy- zaczęłam lodowato.- Grozisz własnej rodzinie, nie obchodzą cię zasady a teraz masz czelność włazić na cudze terytorium i wyszczekiwać coś takiego?- Mówiłam podchodząc do niego bliżej. Odważny zrobił to samo.
-I niby co chcesz zrobić? Jesteś nikim, zawsze byłaś ta zbędna. Wiedzieliście, że moja kochana kuzynka z całej naszej rodziny- ostatnie 3 słowa wręcz wypluł- nie posiada żadnych mocy przeznaczonej do walk?!
Tamci zaczęli się śmiać a ja poczułam jak mi żołądek zasysa. Bydlak zwany kuzynem właśnie wydał moja największą życiową tajemnicę.
-Cicho bądź. Cicho bądź. Cicho bądź- powtarzałam jak mantrę aż w końcu nie wytrzymałam i wydarłam się na cały regulator- ZAMKNIJ TĄ PIEPRZONĄ MORDĘ!!!
Wszyscy, absolutnie wszyscy natychmiast ucichli. Powiedzmy, że delikatnie rzecz ujmując, byłam w stanie furii. Moc zadziała samoistnie, ta lecząca. Poczułam przypływ siły i własnych bonusów. Z ogromną prędkością dorwałam gnoja i docisnęłam go do pobliskiego drzewa.
-A teraz posłuchaj mnie uważnie, kochany kuzynie- mówiłam z zaciśniętymi zębami a z oka wręcz leciały sztylety.- Dam wam 10 sekund na zniknięcie z tutejszych naszych terenów. Jeśli tego nie zrobicie, gwarantuje ci, że przestane być miła.
-Ty mała...- odezwał się ten wilk z wcześniej ale po zrobieniu kroku w naszą stronę wypruły z ziemi groźne kolce. Wróciłam spojrzeniem do Arcun'a.
-Rozumiemy się?- Warknęłam puszczając go, z wyjątkowo jak na mnie, silnego uścisku. Natychmiast wydawał się spłoszony i zaczął się z tamtymi wycofywać. Najwyraźniej przeze mnie.
-Jeszcze mnie popamiętasz!- Krzyknął i zaraz zniknęli. Wzięłam głęboki wdech i opadłam na ziemię. Może i się mentalnie uspokoiłam ale fizycznie byłam jeszcze rozdygotana. Poczułam dziwną maź w ustach, po splunięciu okazało się to krwią. Jaskier natychmiast znalazł się obok i ostrożnie doglądał mnie.
-Cała jesteś?- Zapytał cicho. Spojrzałam na niego ciężkim wzrokiem.
-Bywało lepiej.
< Jaskier? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz