Po kilkunastu minutach dotarłem do pewnego miejsca, gdzie zacząłem wyczuwać czyjąś obecność. Próbując się czegokolwiek doszukać w zbliżającym się borze, z każdym krokiem zwalniałem. Nie chciałem zostać zauważony. Wchodząc w głąb tego terenu, rozglądałem się na prawo i lewo, nasłuchując każdego podejrzanego dźwięku. Jednak najlepszym przewodnikiem był mój węch, ponieważ kiedy tylko poszedłem w dobrą stronę, mogłem od razu wyczuć, jak obcy zapach zwiększa swą siłę. Kilka chwil później, błądząc między kniejami, przede mną przemknęła jakaś postać. Zaraz po niej mogłem usłyszeć czyjąś rozmowę. Czym prędzej zniżyłem się jak najbardziej do ziemi, kładąc przy tym uszy po sobie. Nie chciałem, by zidentyfikowano mnie przedwcześnie. Skradając się po cichu w ich kierunku, zacząłem myśleć nad historyjką, jak się tu znalazłem, gdyż na pewno o to zapytają. Pokręciłem głową i zatrzymałem się przy głazie.
- To trudniejsze niżbym się tego spodziewał -stęknąłem do siebie, oglądając się za siebie.
Musiałem być ostrożny, gdyż nie tylko ja potrafię wyłapać woń innego wilka. Wyjrzałem zza głazu, próbując wyłapać ich wzrokiem. Chwilę się z tym trudziłem, aż w końcu dojrzałem czwórkę zabawiających się ze sobą wilków. Pachnęli... specyficznie. Na pewno inaczej niż Jaskie czy Oleander, co znaczyło jedno. Byli to ci, o których mówili. Przymrużyłem oczy i obserwowałem ich. Nie wyglądali jednak na takich, którzy mogliby coś zrobić. Byli młodzi, wręcz wyglądali na takich, którzy nawet nie wiedzieli, po co tu są. Przewróciłem oczyma i przysiadłem na chwilę. Jeżeli są młodzi, nie będą ode mnie oczekiwali żadnych zbędnych wyjaśnień skąd, po co i jak tu dotarłem. Czyli punkt dla mnie. Uśmiechnąłem się do siebie i już miałem zamiar wstać, by następnie do nich podejść, lecz szmer za mną uniemożliwił mi to. Odruchowo spojrzałem się za siebie, wyglądając, co było powodem tych dźwięków. Na nic jednak się nie natknąłem, więc powróciłem do obserwowania tamtej czwórki.
- Gdzie oni są? -zapytałem sam siebie, nie mogąc ich odnaleźć.
Uciekli? Zauważyli moją obecność? Czyli nie są aż takimi żółtodziobami, jakby się mogło wydawać. Wyszedłem z mojej kryjówki i podszedłem do miejsca, gdzie jeszcze niedawno ich widziałem. Przywarłem pyskiem do ziemi i zacząłem wąchać. Zdecydowanie byli przedstawicielami wrogiej watahy. Prychnąłem dosyć głośno i rozejrzałem się . Wzrok zatrzymałem na zabitej zwierzynie leżącej nieopodal. Był to jeleń. Odchylając delikatnie głowę do tyłu, podszedłem do padliny. Upolowali go niedawno. Ponownie usiadłem na zimnej i jeszcze wilgotnej po deszczu ziemi, rozmyślając nad tym wszystkim. Tę czynność jednak uniemożliwiły mi ponowne szmery oraz hałasy zza krzaków. Ponownie ich wyczułem. A więc mnie obserwują? Zabawne jak szybko zmieniłem się z podglądacza na ofiarę podglądania. Unosząc kąciki ust, sięgnąłem po mięso zdechłego zwierzęcia. Niechaj pomyślą, że obserwowałem ich tylko i wyłączni przez wzgląd na jedzenie. Pożywiałem się przez kilka minut, aż w końcu usłyszałem za sobą, jak zaczynają wychodzić z kryjówek. Kątem oka spojrzałem na nich i znów dojrzałem tylko czwórkę, lecz wyczułem obecność kogoś jeszcze. Przełykając kawałek mięsa, wstałem i odwróciłem się w ich kierunku, podwijając pod siebie delikatnie ogon. Oni tylko spojrzeli po sobie, a następnie z powrotem na mnie, jakby oczekiwali tego, co miało nadejść. Przełknąłem ślinę i pomyślałem "Raz się żyje!".
- Przepraszam, że was nachodzę, ale jestem wyczerpany, a szukałem tylko pożywienia -powiedziałem zmarnowanym głosem.
Ponownie spojrzeli po sobie nawzajem, nic nadal nie mówiąc. Próbują znaleźć drugie dno? Doprawdy.
- Już idę, nie chcę nikomu przeszkadzać, to tylko... -zatrzymałem się, po czym zakasłałem, na co się cofnęli o dwa kroki. Są ostrożni. Punkt dla tego, kto ich wyćwiczył -przejściowa wizyta.
Miałem już zamiar coś dopowiedzieć, gdy coś na mnie skoczyło. Przetoczyłem się po ziemi, aż w końcu zatrzymałem się pod drzewem. Otwierając powoli oczy, ujrzałem przed sobą jeszcze jednego, czwartego wilka, który nie był już tak młody, jak pozostali. Syknąłem zdenerwowany. "To nie czas na pokazywanie siły Ymirze! Walka ma wiele postaci!" powiedziałem do siebie w myślach, po czym udając obolałego, zacząłem się powoli unosić.
- Proszę, nie rób mi krzywdy... nie chcę walki, a tylko miejsca odpoczynku.
Wilk w geście uciszenia mnie, warkną groźnie. Zacisnąłem szczęki i czekałem na jego ruch, który nadszedł dość szybko. Zbliżył się do mnie i popatrzył na mnie badawczo, po czym rzekł.
- Skąd jesteś? -uśmiechnąłem się niewidocznie. Bingo.
- Z dalekiej krainy. Uciekłem z wojny domowej, w której prawie nikt nie przeżywa. Proszę o wybaczenie i przepuszczenie, abym nie musiał wam przeszkadzać!
Wilk zamyślony skinął kilka razy głową, a następnie spojrzał się na młodzików.
- A wy? Jak myślicie. Jest przyjacielem, czy wrogiem? -zapytał srogim głosem.
Cztery samce delikatnie drgnęli, aż w końcu jeden z nich przemówił.
- Nie wygląda na takiego, co mógłby teraz nam zagrozić.
- A więc co proponujecie?
- Proponuję zabranie go do naszej siedziby, by wyzdrowiał. Później może zasilić nasze szeregi jako jeden z żołnierzy -odrzekł kremowy wilk, który kątem oka mnie obserwował, po czym dodał -wydaje się silny, tyle tylko, że jest zmarnowany.
Starszy z nich pokiwał głową i ponownie zwrócił się do mnie, zniżając się do mojego poziomu.
- Jak widzisz, oni tak zadecydowali. Zabierzemy cię na nasze tereny, gdzie zostaniesz przesłuchany, a następnie padnie decyzja o twoim dalszym losie. Odpowiada ci to?
Skinąłem głową, powoli się unosząc, po czym zasymilowałem, że jestem ranny. Spojrzałem na nich wyczekująco, lecz żaden zbytnio się moim stanem nie przejął. Zaczęli odchodzić, dając mi do zrozumienia, że mam sobie radzić sam. Mlaszcząc pod nosem, ruszyłem, dalej zastanawiając się nad tym wszystkim. Teraz nie ma już odwrotu. Spojrzałem się za siebie, doszukując się czegoś. Niczego jednak nie dostrzegłem.
Po blisko dwudziestu może trzydziestu minutach ten sam specyficzny zapach zaczął unosić się w powietrzu, tyle tylko, że w zwiększonych dawkach. Czyli naprawdę zaprowadzili mnie do swojej watahy. Wychodząc z gąszczy, ujrzałem dość duże zbiorowisko wilków. Wszyscy coś robili, nie było takiego, który by tylko siedział i się przyglądał. Spoglądając na prawo i lewo, zacząłem się zastanawiać, który z nich był przywódcą. Nie było mi to jednak dane, gdyż w krótkiej chwili znalazłem się w jakieś jaskini, do której wszedłem tylko ja i starszy wilk. Padając całe wnętrze, mogłem się domyślić, że zabrał mnie do swego rodzaju lecznicy. Położyłem delikatnie uszy po sobie, gdy tylko ujrzałem postać wyłaniającą się z jakieś zaciemnionej odnogi tej jaskini. Był to ciemnoczekoladowy wilk, który miał przewieszone przez szyję jakieś zioła. Widząc nas, zatrzymał się, po czym się uśmiechnął.
- Witaj Elmirze, kogoż to do mnie przyprowadziłeś? Nigdy go tutaj nie widziałam.
Przełknąłem dosyć głośno ślinę i spojrzałem się na wilka obok nie, który głęboko westchnął.
- Gryko mam do ciebie prośbę. Tego oto tutaj znalazłem wraz z moimi podopiecznymi na badanych przez nas terenach. Jest wyczerpany, a wygląda na godnego uwagi. Czy mogłabyś się nim zająć do czasu przybycia alfy, który go oceni? -powiedział, będąc trochę tym znudzony.
Wadera zamyśliła się, lecz szybko się otrząsnęła, a następnie podeszła do mnie spoglądając w moje oczy.
- Naprawdę wyczerpany -mówiąc to, obeszła mnie całego -do tego widać, że odczuwa ból. Pewnie ma jakieś rany -przerwała swoją wypowiedź, po czym z uśmiechem dodała -oczywiście, że się nim zajmę Elmirze! Nie musisz się o nic obawiać.
- No ja myślę -mlasną kąśliwie, po czym wychodząc, syknął -zawiadomię Kanjiela, więc obowiązek spoglądania na niego spada na ciebie -kończą wypowiedź, wyszedł czym prędzej z jaskini, zostawiając nas samych.
Wtedy dłużej nie myśląc, znów zacząłem kaszleć i delikatnie utykać, przez co wadera nie zadawała zbędnych pytań, tylko od razu zaprowadziła mnie do jednej z grot. Tam ułożyła mnie na legowisku utworzonym z roślin, a następnie podała jakieś zioła. Po kilku minutach usiadła przede mną, przyglądając mi się wnikliwie. Poczułem się niekomfortowo, dlatego odwróciłem od niej głowę, lecz ta szybko powiedziała.
- Nie obawiaj się mnie. Nie jestem tak oziębła i wredna jak Elmir -zaśmiała się -nazywam się Gryka i jak już się pewnie domyśliłeś, jestem medykiem. A ty?
- Ymir -rzekłem niepewnie -nazywam się Ymir.
- A skąd pochodzisz? -zapytała, przekręcając głowę.
O takie pytanie właśnie się martwiłem. Nie myślałem bowiem, nad swoim wymyślonym życiem. Chrząknąłem cicho, po czym lekko zakłopotany odpowiedziałem.
- Przeszedłem góry i pustkowia, uciekając za wilkami z mojej watahy. Byli gońcami, którzy mieli za zadanie pozbyć się każdego, który sprzeciwiał się demokracji... -zatrzymałem się na chwilę, układając sobie plan w głowie -którzy sprzeciwiali się podstępnemu Bakel'owi, który zapragną władzy -pokręciłem głową -zabił rodzinę alfy, a następnie strącając starego Klipa, zasiadł na tronie jako dyktator. Część jednak się sprzeciwiała więc wybuchła między nami swego rodzaju wojna domowa. To tyle -westchnąłem i spojrzałem się na nią.
Była niesamowicie skupiona na moich słowach. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem i pragnieniem powiedzenia czegoś jeszcze, lecz gdy tylko spostrzegła, że nic już nie mówię, otrząsnęła się, po czym wyszła. Idąc za nią wzrokiem, odetchnąłem z ulgą. Nagle poczułem się niesamowicie senny. Czyżby coś mi podała? To już nieważne. Zasnąłem.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz