Odwróciłem się od wadery, patrząc wgłąb lasu. Ciemnego i cichego po odejściu wątpliwie przyjaznych gości. Kątem oka zobaczyłem, jak Astelle przekrzywia jeszcze głowę w geście głębokiego zastanowienia. Uśmiechnąłem się półgębkiem, z pewnym trudem hamując śmiech.
- Nie przejmuj się tym - powiedziałem w końcu z szerokim uśmiechem - zajmijmy się lepiej tym, jak pozbyć się obcych - dodałem spokojniej wbijając wzrok w dal, a z mojego pyska znikło jakiekolwiek
- Nie przejmuj się tym - powiedziałem w końcu z szerokim uśmiechem - zajmijmy się lepiej tym, jak pozbyć się obcych - dodałem spokojniej wbijając wzrok w dal, a z mojego pyska znikło jakiekolwiek
- Myślisz, że mają złe zamiary? - zapytała wilczyca.
- Jestem nawet trochę tego pewien - pokiwałem głową znacząco.
- A więc trzeba będzie jakoś ich stąd... - Astelle usiadła, położyła uszy po sobie i marszcząc brwi zaczęła intensywnie myśleć. Popatrzyłem na nią z troską. Nie pozwoliłbym nigdy na to, o czym mówił kilka minut temu obcy.
- O czym właściwie mówiliście? - ożywiła się nagle wadera, podnosząc wzrok.
No już dłużej nie mogłem. Gwałtownie wypuszczając powietrze z płuc zwiesiłem głowę tak nisko, że niżej już chyba się nie dało. Myślałem przez sekundę nad położeniem się na ziemi "jak chlebek", ale moje mięśnie nagle zrobiły się zbyt napięte na taki ruch. Musiałem coś powiedzieć, cokolwiek, żeby doprowadzić sprawę do końca. A to miałem w zamiarze, gdyż nie lubiłem zostawiać rzeczy niedokończonymi.
- No? - ponowiła pytanie wadera, przechylając głowę lekko w moją stronę. Podniosłem wzrok, głowę nadal zostawiając w poprzednio obranej, wisielczej pozycji.
- Różyczko... - zacząłem, gdyż po chwili ciszy uświadomiłem sobie, że jeśli dłużej będę czekać, nic nie powiem i znów miną następne godziny niepewności - posłuchaj mnie teraz. Mogę powiedzieć ci coś niezwiązanego w żaden sposób z tymi wilkami?
- No pewnie, jeśli czujesz w tej właśnie chwili taką potrzebę... - wzruszyła ramionami.
- Bez wątpienia - przytaknąłem gorliwie - Różyczko, znamy się od niedawna.
- Znamy się od niedawna - kiwnęła głową Astelle.
- Ale chyba już troszkę mnie znasz?
- Tak mi się zdaje.
- Astelle, kocham cię jak Gwiazdę Polarną o północy i słońce w letnie południe, kocham cię w lesie i u weterynarza, kocham cię z okiem i bez niego, i kocham się z dziurą w karku, i z różaną sierścią i z czarną i z białą - przerwałem na chwilę, dostając nerwowej zadyszki - chciałbym być od dziś przy tobie, chciałbym, żebyśmy żyli w spokoju zwalczając razem wszystkie kłopoty, dochowali się gromadki szczeniąt i żyli długo wśród dzieci, wnuków, prawnuków i ich dzieci... bo moja miłość do Ciebie nie ma prawa minąć. Różyczko, co mi powiesz...
< Astelle... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz