Biegłem w stronę Strzygi jak najszybciej chcąc dostać się do niej i pomóc w walce z wielkim, czarnym ptakiem. Dopiero teraz zobaczyłem, jak wielki i przerażający jest. Nigdy wcześniej nie widziałem go z tak bliska i tak długo i nie podejrzewałem nawet, że tak trudno będzie go pokonać... we dwoje. A właściwie we czworo, gdyż Kanaa i jeden z basiorów ze straży przybocznej Jaskra. Reszta naszej "drużyny" była w nieco odległych miejscach, każde gdzie indziej szukając zaginionych kilkadziesiąt metrów dalej.
Gryzłem co sił, podobnie jak inni. Ptaszysko furkotało w powietrzu, machając zaciekle skrzydłami i wyrywając się z uścisków silnych szczęk moich towarzyszy.
Niejeden raz przeciwnik zadawał nam ciosy skrzydłami i próbował szarpać swoimi gigantycznymi szponami. Mimo iż ptak był naprawdę wielki, a do tego potrafił latać, na szczęście mieliśmy nad nim przewagę liczebną. Walka nie była długa. Czarny stwór był coraz niżej, miał coraz mniej siły. Tak jak on wcześniej rozpruwał wilki z naszej watahy, nieomal rozszarpaliśmy go na strzępy.
- Jest. Leży - dyszałem, stojąc na trawie i z niedowierzaniem przyglądając się krwawiącemu opierzonemu drapieżnikowi - nic ci nie jest, Strzygo?
- Nie - odpowiedziała - nie zdążył nic mi zrobić. Jednak całe szczęście, że przybyliście tak szybko, bo nie wiem, jak długo bez pomocy byłabym w stanie walczyć.
Kiwnąłem głową, nie spuszczając zdziwionych oczu z naszej ofiary.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz