Kiedy tylko temat rozmowy zakończył się na wspomnieniu o Brysiu, przeszliśmy przez ostatnie krzaki i naszym oczom ukazało miejsce, które Jaskier bardzo chciał pokazać. Byłam w szoku, to chyba było najwspanialsza pokazana część watahy, którą swoją drogą Oleander minął podczas wstępnego pokazania terenów. Sam określił, że warto je zobaczyć na spokojnie, miało swoich faworytów. Nie zdziwiłam się, przez chwilę miałam wrażenie, że szczęka mi wypadła z zawiasów i dziarsko turla się po ziemi, na szczęście okazało się to nieprawdą.
-Wiedziałem, że ci się spodoba- ogłosił z tryumfem w głosie i oczach basior. Wodząc wzrokiem po tym wszystkim przez chwilę zapomniałam o jego obecności. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że coś
-Wybacz, mógłbyś powtórzyć? Zamyśliłam się- zapytałam ze wstydem. Jak to można zapomnieć o całym świecie? O dziwo, on się tylko roześmiał.
-Mówiłem, że na pewno ci się tu spodoba. I jak widać, miałem rację.
-Ach tak. To prawda. Tu jest naprawdę wspaniale- ponownie obiegłam wzrokiem po okolicy. Zastanawiało mnie, skąd u licha rośnie tu tyle róż? Lana, moja starsza kuzynka, pewnie rzuciłaby jakimś tekstem, typu plaga kwiatów. Na samą myśl się uśmiechnęłam pod nosem. Nie umknęło to towarzyszowi.
-O czym tak rozmyślasz?- Zapytał ruszając bliżej ku wodospadu. Ruszyłam za nim.
-Zastanawiałam się, co niektórzy ode mnie by pomyśleli na ten widok.
-Duża rodzina?
-Stanowiła stanowczą większość rodzinnej watahy- roześmiałam się. Po chwili uspokoiłam się- dlatego najmłodsza nasza generacja rozeszła się po świecie.
-Trochę przykre- stwierdził Jaskier, na co machnęłam łapą.
-Wcale nie. Mamy wszyscy dobry kontakt i to jest ważne. Poza tym myślę, że wszyscy z chęcią poznają innych.
-Jak ty?- Dodał pytanie z uśmiechem. Radośnie pokiwałam głową.
< Jaskierku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz