Wadera pokiwała głową i ruszyliśmy dalej. Przez dłuższą chwilę jeszcze nie mogłem wydusić z siebie ani słowa, jednak już po minucie głos zabrała Astelle, informując mnie skwapliwie o swoich najskrytszych wątpliwościach.
- Jaskier?
- Tak...? - zacząłem niepewnie zezować na rozmówczynię, chcąc ukradkiem poznać jej zamiary.
- Powiedz mi, ale szczerze, co cię tak przejęło? - znów zajrzała mi w oczy. Jeśli dalej będzie to robić, przysięgam, zacznę nosić okulary.
- Najszczerzej jak potrafię? Mundus. Jeszcze go nie znasz i może dlatego bezpieczniej będzie na razie podchodzić z dystansem do jego słów, bo to dosyć specyficzny typ. Ale ma dobre serce.
- Kim on właściwie jest - zmarszczyła brwi Astelle - nie jest nawet wilkiem, a należy do waszego grona?
- Już od dawna. Moja babcia spotkała jego matkę wiele lat temu, gdy szukała towarzysza. On i jego siostra byli jeszcze pisklętami. Od tamtej pory mieszkają na naszych terenach. Szczerze powiedziawszy, Mundurek mnie wychowywał i jest dla mnie trochę jak ojciec. Albo starszy brat. Jest moim najlepszym przyjacielem - wbiłem wzrok w ziemię.
Powoli zbliżyliśmy się do Różanego Wodospadu.
- To najbardziej wysunięte na północny zachód tereny naszej watahy. Dalej jest już tylko rzeka, a za rzeką wieś. Tam mieszka mój kolejny dobry znajomy, Bryś. Pewnie go kiedyś poznasz - uśmiechnąłem się.
- Zaczynam być ciekawa tych twoich znajomych - zastanowiła się Astelle - on też pewnie nie jest wilkiem?
- Nie, to pies - przytaknąłem. Spodoba ci się, miły z niego chłop.
< Astelle? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz