niedziela, 7 kwietnia 2019

Od Kivuli CD Etain

Nie byłam pewna, czy zaufać nieznajomemu. Zdawał się dziwny, ale ostrzegł moją towarzyszkę podróży przed niepotrzebnymi komplikacjami. W takim razie chyba nie chciał naszej zguby? Ale jednak jest to mieszkaniec tych dziwnych jaskiń, a zdążyłam już przekonać się, że przeważnie nic, co tu spotykamy, nie jest nastawione na zwykłą, bezinteresowną rozmowę. 
Razem z Etain ruszyłyśmy za Łapą (dziwne imię, tak swoją drogą...) do jego miejsca zamieszkania. W międzyczasie dowiedziałyśmy się, że urodził się tutaj, ale niczego więcej nie dodał. 
Jego jaskinia okazała się całkiem zwyczajna. Nie to, że spodziewałam się pałaców czy czegokolwiek innego. Zaskoczeniem były pochodnie, których nie szło znaleźć w innych częściach labiryntu. 
Basior rozluźnił się nieco, gdy przekroczyliśmy próg. Uśmiechnął się zachęcająco, acz nieco krzywo, i wskazał nam łapą dookoła, jakby chciał powiedzieć, żebyśmy się rozgościły.
Etain usiadła gdzieś w rogu, po czym wbiła wzrok w sklepienie, ja za to wybrałam przeciwległy róg i, ułożywszy się wygodnie, oparłam łeb na łapach, nie spuszczając wzroku z nieznajomego, który przyklepnął pomiędzy nami i przenosił wzrok to na mnie, to na Etain.
— Nie macie pojęcia, jak dawno nie miałem do czynienia z niczym żywym — oznajmił. 
— Domyślam się — mruknęła moja towarzyszka, ja za to zabrałam się za rozglądanie dookoła. Starałam się sprawdzić, czy jesteśmy tu w miarę bezpieczne. Gdy nie dojrzałam niczego niepokojącego, z powrotem zabrałam się za przyglądanie Łapie.
— Jak jest na zewnątrz? — zapytał nagle basior.
Spojrzałyśmy po sobie z Etain. Kiwnęłam w jej stronę łbem, w niemej prośbie, aby to ona opowiedziała. Westchnęła cicho, jakby nie dowierzając moim próbom zachowania milczenia, po czym zabrała się za opowieść.
Zaczęła od opisu trawy i drzew. Jak wyglądają w poszczególnych porach roku, jak pachną, jakie to uczucie, gdy się po nich chodzi. Mówiła też o górach oraz zwierzętach, na które zwykle polujemy. Wspomniała o rzekach i jeziorach. Najwięcej jednak czasu poświęciła niebu, temu, jak gwiazdy robłyskują na nim nocą i jak księżyc wygląda w pełni.
Podczas jej monologu znowu rozglądałam się po jaskini. Basior słuchał wywodu Etain z zapartym tchem i lekko przymkniętymi oczyma, jakby słuchanie tego sprawiało mu przyjemność. Wbiłam wzrok w kości. 
Nie wyglądały, jakby należały do drobnych zwierząt — były zbyt duże. Łapa żywił się więc większymi zdobyczami. Ale jednak nie mogłam dopasować kształtu kości do żadnego znanego mi zwierzęcia, pomimo tego, że z tyłu głowy kołatała mi się myśl dotycząca tego, że powinnam wiedzieć, z czyjego ciała pochodzą.
Nagle jednak mnie olśniło.
Wilki. 
Wilcze kości.
Więc albo Łapa zaprowadził nas do jaskini jakiegoś wilkożercy, albo sam był kanibalem. 
Korzystając z okazji, gdy Łapa zajęty był słuchaniem Etain, szybko stałam się niewidzialna i wstałam, nie wydając najmniejszego szmeru. Podeszłam do stosu kości i obwąchałam je dokładnie. Czułam delikatny zapach charakteryzujący wszystkie wilki oraz nutkę tego należącego do białego basiora. Powąchałam jeszcze raz, dla pewności. 
I owszem, wszystko się zgadzało. Poczułam się trochę dziwnie. Nie wiedziałam, czy Łapa ma zamiar nas pożreć, czy po prostu się z nami zaprzyjaźnić, ale coś mi mówiło, że zaufanie mu nie byłoby dobrym pomysłem. 
Miałam nadzieję, że ten basior nie posiadał umiejętności widzenia niewidzialnych. Wszystko wskazywało na to, że nie, więc postanowiłam zaryzykować. Podeszłam do Etain.
— Przerwij i powiedz mu, żeby on opowiedział o tych jaskiniach, proszę... — wyszeptałam jej na ucho, na tyle cicho, aby usłyszała to tylko ona. Rozejrzała się gwałtownie dookoła, a gdy mnie nie zauważyła, zmarszczyła brwi.
— Coś nie tak? — zapytał Łapa.
— Nie, nie, wszystko w porządku... Wiesz co, może teraz ty opowiedz o tym labiryncie — odrzekła, wykonując jednocześnie moją prośbę.
Basior kiwnął głową i ponownie zamknął oczy, rozpoczynając monolog o tajemnicach labiryntu. Wadera wbiła w niego wzrok, a ja nachyliłam się do jej ucha i zaczęłam gorączkowo tłumaczyć sytuację.
— Słuchaj, on chyba jest kanibalem — wyszeptałam.
— Kivuli? Jak ty... — wymamrotała cicho.
— Ciii, nie czas na to. Chyba powinnyśmy się wynosić, wiesz, na wszelki wypadek — zaproponowałam.

< Etain? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz