piątek, 19 kwietnia 2019

Od Cymonii - "Odebrany Zmysł", cz. 3

Chwila wspomnień
Mijały miesiące. Na początku Wrotycz pytał, gdzie znikałam codziennie na kilka godzin. Nie odpowiadałam. Jakiś czas później nie było już Wrotycza, zginął w walce ze złymi wilkami, przywracając sobie pewną część utraconego podobno kiedyś honoru. Nie znałam dokładnie tej sprawy, jednak po jego odejściu nagle zaczęło mi go brakować.
Ćwiczyłam intensywnie to, co zlecił mi Achpil, mój nauczyciel. Poruszanie się przy użyciu tylko części ze zmysłów. W końcu nauczyłam się poruszać bez użycia oczu tak sprawnie, że byłam w stanie kłusem biegać się nawet po lesie, ocierając się lekko o drzewa i tylko czasem niegroźnie zahaczając o niektóre leżące na ziemi gałęzie. Tu jednak pomagał refleks i skupienie, których poprawa była kolejną zaletą tych ćwiczeń. Achpil twierdził, że z czasem nauczę się jeszcze lepiej kontrolować swoje ruchy, ale tego "ślepego szkolenia" na razie wystarczy. Zapowiedział, że teraz przejdziemy do kolejnego.

Czas mijał.
- Co będziemy dziś robić? - zapytałam, gdy spotkaliśmy się znów, on i ja, w cichym lesie pomiędzy zimnymi, twardymi pniami drzew o chropowatej korze.
- Po pierwsze tropienie - powiedział z namaszczeniem - musisz nauczyć się wyczuwać nawet najmniej wyczuwalne zapachy, by rozwijać mózg. Jesteś wilkiem, więc twój jest do tego świetnie przygotowany. W praktyce zaczęłaś te ćwiczenia już dawno, na samym początku swojego krótkiego życia, ale od dziś będziemy podchodzić do nich na poważnie - mówił, zupełnie pochłonięty swoim pomysłem - poza tym, musisz nadal ćwiczyć mięśnie.
Mijały dni. Moje chude nogi sprawiały teraz wrażenie elastyczniejszych i nabierały coraz ładniej zarysowanych mięśni. Co prawda Achpil tłumaczył to nie tylko regularnymi ćwiczeniami, ale "i dorastaniem, które odciska na moim ciele piętno, wprowadzając w najlepszy według niego okres mojego życia - dojrzałą młodość".
Nie próbowałam nawet zgłębiać tej myśli. Po prostu starałam się cieszyć z tej optymistycznej zapowiedzi, co jednak nie zawsze przychodziło mi z łatwością, ponieważ pomimo bezsprzecznie zadowalającego przekazu czułam za tymi słowami jeszcze coś, bardziej gorzkiego.
Czas mijał.
- Co dziś robimy? - pytałam innego dnia, podnosząc głos, aby basior idący kilka kroków przede mną mógł usłyszeć moje słowa.
- Skoki, równoważnię i czołganie się.
- Znowu skoki?
- Znowu. Będziesz skakać wyżej. Twoje stawy są już do tego gotowe.
Nie minęły trzy miesiące, a już byłam w stanie pokonywać przeszkody wyższe niż niektóre karłowate drzewa w naszym lesie.
Czułam się silna. A z drugiej strony, towarzyszyło mi mniej reprezentacyjne uczucie bezbronności, którego nie mogłam się pozbyć. Być może moja siła była fałszywa, dawała zagłuszać się obmierzłej tchórzliwości.

Czas mijał.
- To co dzisiaj? - mam wrażenie, że kiedyś zadałam już to pytanie. Tym razem Achpil, kreślący na piasku jakieś dziwne ślady, zwrócił się w moją stronę i z zastanowieniem patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a ciekawość i ta podejrzana niepewność były tak silne, że nie oderwałam od niego wzroku.
- Moja pierwsza myśl jest taka, że wszystko już umiesz. Ale to zbyt płytka myśl. Dlatego dzisiaj trochę popływasz.
- W rzece? Nie zamarzła?
- Ostatnio zaczyna się ocieplać - spojrzał w niebo - jeziora są zupełnie skute lodem, ale widziałem, że rzeka głęboko pod nim wciąż płynie.

Zazwyczaj nie pozwalał mi siadać obok siebie, licząc chyba, że nie zauważę tej prawidłowości w jego zachowaniu i tłumacząc to zawsze jakoś nieśmiało i ciut żartobliwie. A jeśli już tolerował chwile mojego przebywania w swojej przestrzeni osobistej, musiał mieć naprawdę ważny powód. Nie wiedziałam, dlaczego tak się mnie bał, choć niejednokrotnie wprawiało mnie to w zły nastrój. Czułam podświadomie, że nie miał prawdziwego przyjaciela i być może przez to właśnie tak bardzo chciałam stać się dla niego przyjazną duszą. Tymczasem on okazał się być kimś innym, niż wcześniej mi się zdawało.
Skończyłam już dwa lata, od dorosłej wilczycy odróżniała mnie jedynie pewna niedojrzałość psychiczna, której naturę Achpil wytłumaczył mi jako stopień zorganizowania neuronów, które przez najbliższe lata będą nadal tworzyć nowe połączenia.
Lecz w międzyczasie stało się coś złego. Zostałam pozbawiona możliwości przedłużenia swojej linii.

*   *   *

Odnalazłem je, każde jest ze mną.
Wszystkie słowa, które utworzyły twój poemat.
Ułożyłem je tak starannie, jak układa się myśli podczas snu.
Urodziłaś się, bo na to pozwoliłem, a umrzesz, kiedy o tym postanowię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz