Zawahanie basiora w chwili przekraczania kolejnej granicy między stadami nie umknęło mojej uwadze, a połączone z interesującą uwagą o przygodach, jakie mogą nas tu spotkać, spowodowało, że zaczęłam się zastanawiać. Może nie było tak naprawdę nad czym, bowiem Zawilec zawsze chodził jakiś zestresowany i zdążyłam się już dobrze przekonać, że nawet zwykła rozmowa może znacznie przyspieszyć bicie jego serca. Poza tym, gdyby groziło nam tu realne niebezpieczeństwo, to chyba zdobyłby się na ten wysiłek i zaproponował odwrót, kiedy była do tego dogodna okazja. Miałam nadzieję. Zresztą to i tak nie miało większego znaczenia. Nawet gdyby zachowanie samca nie przykuło mojej uwagi, w czasie całej wycieczki nie zamierzałam do nikogo i niczego podchodzić z pełnym zaufaniem i opuszczoną gardą.
Założenie to dźwięczało mi w czaszce także teraz, kiedy zbliżałam się do ognia. Rozbawienie, jakie czułam, myśląc o tym, jak Zawilec się postarał i jaki szmat drogi przeszliśmy, kiedy zasugerowałam znalezienie cieplejszego, wygodniejszego czy chociaż bezpieczniejszego miejsca na nocleg, spowodowało, że moje kroki emanowały pewnością, lekkością i zwinnością, zyskując jakkolwiek taneczny wygląd, pysk zaś promieniował uśmiechem. Nie wiedziałam, czy oboje byliśmy skończonymi idiotami, którym tyle czasu zajęło wykonanie prostego zadania, czy też Zawilec cechował się jakąś niezauważoną dotąd przeze mnie silną opiekuńczością. Jego przyszła żona będzie miała szczęście, pomyślałam, po czym omal nie wybuchnęłam śmiechem. Działało to dodatkowo na moją korzyść, bowiem sprawiając wrażenie wesołej i sympatycznej, mogłam wzbudzić te cechy, wraz z istotnym zaufaniem, w nieznajomych.
- Cześć, nie przeszkadzam? - zapytałam, jakby mnie to obchodziło - Jestem Etain. Imię kolegi pewnie znacie?
Oświetlone ogniem twarze zwróciły się ku sobie ze zdziwieniem i zapytaniem, które zdradzało, że niekoniecznie go znają, koniec końców nikt tego jednak głośno nie przyznał. Niedobrze, pomyślałam. Była co prawda szansa, że rzeczywiście nie znali wyglądu Alfy dużej, mieszczącej się niedaleko watahy, ale nieduża, szczególnie jeśli utrzymywali z nią sojusznicze stosunki. Istniała też gorsza możliwość. Jeśli reakcja była fałszywa, to zapewne nie darzyli Zawilca miłością, a to by znaczyło, że znaleźliśmy się między wrogami. Dobrze postąpiłam, nie zdradzając, kim jest. Zaczęłam myśleć nad imieniem, jakim go przedstawię, gdy podczas rozmowy wyniknie taka potrzeba.
- Zimna noc, nie sądzicie? Możemy się na chwilę dosiąść?
- Jasne - basior o jasnej sierści starał się ukryć swoje zdziwienie.
Zajęłam miejsce. Poczuwszy ciepło na łapach, odetchnęłam z ulgą i przetarłam szybko jedną o drugą.
- Świętujecie Dzień Kobiet? - uznałam, że dobrym pomysłem będzie skierowanie rozmowy na lekkie i przyjemne tematy.
- Nie inaczej - uśmiechnął się młody samiec.
- O, a mamy tu przy ognisku jakieś pary? - spytałam ze śmiechem.
Rozmowa potoczyła się według planu i mogłam nawet stwierdzić, że spędziłam czas w przyjemny sposób. Po paru godzinach śmiechy już ucichły, a wymiana zdań przygasła jak ogień pomiędzy nami. Zwarty krąg wilków rozsypał się, wszyscy odeszliśmy parę kroków i większość zmieniła już pozycję na leżącą. Niektórzy przytulali się do siebie, inni wpatrywali się w spokojny ogień lub próbowali jeszcze rozmowy, dzieląc się jakimiś spostrzeżeniami. Nie brakowało też takich, którzy zdążyli już usnąć. Przekręciłam się na brzuchu, czując lekką zazdrość na widok chrapiącej obok wadery. Zmęczenie stało się bardzo dokuczliwe, jednak byłabym naprawdę głupia, gdybym zasnęła wśród obcych o bynajmniej niepewnych zamiarach. Musiałam doprowadzić tę grę do końca, nawet jeśli miałabym spędzić drugą z rzędu noc bez zmrużenia oka i paść nieprzytomna na jutrzejszym spotkaniu z tym całym Sekretarzem.
<Zawilec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz