czwartek, 18 kwietnia 2019

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair przyglądnął się ciału szczeniaka.
To śmieszne, pomyślał.
Jeszcze niedawno ten sam wilk biegał i śmiał się, a teraz milczy. Na myśl o tym, że sam tego dokonał, ogarnęło go podniecenie. Władza pozwalająca na przerwanie czyjegoś życia sprawiała, że Aza czuł się panem samej śmierci, tej samej, której wszyscy inni tak się bali. Której bała się jego własna Matka. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby go teraz zobaczyła? Czy pochwaliłaby go za to, co zrobił? Może nawet byłaby dumna?  Stwierdziłaby, że w końcu do czegoś się nadał? A może... Może nawet czule poklepałaby go po lokach i musnęła nosem? Dotychczas zdażyło jej się to tylko dwa razy (każde z nich Aza doskonale pamiętał). Na pewno byłaby dumna. Na pewno...
— W takim razie jutro... A to? — powiedział Azair, wskazując łapą na małe zawiniątko. Nie mógł doczekać się jutrzejszego dnia i tego, czego się wtedy nauczy.
— Opowiem ci o tym trochę później. Myślę, że ci się spodoba — odparł Ruten, biorąc przedmiot i chowając go gdzieś w jaskini. Azair niespokojnie poruszył ogonem. Co to mogło być? Czyżby nowy nóż? Odcięty język? Cukierki?
— Dobrze... Ja już pójdę. — Malec wstał i, jak co dzień, pobiegł do jaskini Ojca ile sił w łapach.
Tym razem wybrał dłuższą drogę, żeby tylko nie napotkać na ścieżce stokrotki bez jednego płatka, która ostatnio niepokojąco często nawiedziała go w snach. Głównie w koszmarach, pojawiała się zwykle gdzieś pod koniec, za każdym razem jakby żeby powiedzieć, że to jego wina. Azair nabrał dziwnej niechęci do jakichkolwiek kwiatów.
Gdy wbiegł do jaskini, Ojciec już w niej był i konsumował kolację. Malec, ciężko oddychając, usiadł na swoim legowisku, po czym zabrał się za swój posiłek, na który składało się parę dorodnych korzonków oraz kilka jagód.
— Marnie wyglądasz — stwierdził Ojciec. Azair nie odpowiedział, tylko zwiesił wzrok, powoli przeżuwając korzonek.
— O wiele gorzej, niż kiedy tu przybyłeś — kontynuował wilk, przyglądając się, jak klatka piersiowa Azy porusza się z każdym głębokim oddechem. — Zjedz trochę.
Przysunął do niego kawałek sarny. Maluchowi zrobiło się niedobrze.
— Długo nie pociągniesz na samej zieleninie — zachęcił go Ojciec. — Jedz.
Cóż miał zrobić? Otrzymał bezpośrednie polecenie, schylił się więc i zaczął szarpać zębami kawałek mięsa. Przełknął go nie bez trudu.
— Masz. — Ojciec podał mu jeszcze jeden, nieco większy od poprzedniego, kawałek. Ten również został przez Azę dokładnie przeżuty i połknięty.
— No i widzisz. Dobranoc. — Wilk położył się i dosłownie chwilę potem zasnął. Aza z kolei, jak co wieczór, zaczął szeptem relacjonować Kamykowi cały swój dzisiejszy dzień. Nieprzyjemny posmak mięsa drażnił jego podniebienie.
Gdy w końcu ułożył się do snu, jedną łapą przytulając do siebie pluszaka, pomyślał, że dobrze by było przedstawić go Rutenowi.
Niestety, zanim ta myśl na dobrze zakorzeniła się w jego umyśle, zasnął, a postanowienie odpłynęło gdzieś w odmęty jego umysłu.


Poranek wyglądał jak zwykle. Mały wstał, zjadł trochę swoich zapasów i wyruszył do Rutena, specjalnie obierając nieco dłuższą drogę, tak, żeby nie natrafić na stokrotkę bez jednego płatka. Niestety, okazało się, że jego nowa droga również została "zainfekowana". Ominął kwiat szerokim łukiem.
Gdy znalazł się już w jaskini, Ruten krzątał się przy głazie służącym za stół.
— Dzień dobry — przywitał się Aza.

< Ruten? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz