Maluch wyszedł z jaskini i pobiegł w swoją stronę. Ruten przez krótką chwilę wsłuchiwał się w cichnące szybko, trochę nerwowe kroki. Pomyślał, że nie ma sensu zastanawiać się nad tym, czy czymś tego dzieciaka nie przestraszył. Jeśli jutro rzeczywiście wróci, sprawa się wyjaśni. Wilk skierował się od razu na swoje legowisko, którym, nawiasem mówiąc, był mało okazały dołek wykopany w pylastym piachu. Opadł na nie i westchnął głęboko. Zamknął oczy i prawdopodobnie nawet przez chwilę próbował zasnąć. Nagle gwałtownie otworzył je znowu i wbił w połyskujące w ciemności przyrządy, nadal leżące w tym samym miejscu. Jego źrenice rozszerzyły się, być może od nastającego wokół mroku, a być może przez nasilone procesy myślowe, które często towarzyszyły mu wieczorem. Obrócił się na grzbiet.
"Nie muszę dbać o to, co powiem temu wilkowi" - myślał - "w każdej chwili mogę wykonać... jeden ruch łapą. Nie ucieknie mi...".
Machnął tylnymi łapami i znów wylądował na boku. Przez chwilę leżał tak, wstrzymując oddech i wpatrując się w wyjście z jego jaskini, jakby chcąc odnaleźć tam kogoś, kto obserwuje go i słyszy wszystkie jego myśli. Na zewnątrz było jednak cicho i chyba już zupełnie ciemno. Ciekawe, czy Azair zdążył już dotrzeć do swojej jaskini.
"Czyżbym się nim przejmował?" - uśmiechnął się kpiąco, wyglądało na to, że przez chwilę drwił z samego siebie - "Może jutro przyjdzie znów, a jeśli nie... nawet nie będzie mi tego szkoda..." - przerwał. Wydało mu się, że usłyszał krzyk. Jakby tłumiony i cichy, mimo iż wcale nieodległy. Pełny czystego przerażenia. W pierwszym odruchu zerwał się ze swojego miejsca i unosząc na przednich łapach zamarł w bezruchu, czując dreszcze przechodzące po ciele. Wstał, z zadowoleniem zauważywszy, że jego serce nadal biło w swoim powszednim rytmie. Wyszedł przed jaskinię, rozejrzał się, posłuchał przez chwilę odgłosów niezmąconej niczym, spokojnej nocy. Następnie wrócił na swoje miejsce i położył się znowu.
"Nie" - usłyszał w swojej głowie - "ten szczeniak potrzebny mi jest raczej do czego innego".
Następnego dnia, o wczesnej porze wstał i wyszedł z jaskini. Cały czas mając w pamięci szatański odgłos, usłyszany wieczorem, postanowił przejść się na spacer i rozejrzeć wokół jaskini, aby sprawdzić, czy w nocy nie zaszło tam coś... niecodziennego.
W blasku wyjątkowo słonecznego dnia nie widział jednak niczego, co wyglądałoby nadzwyczajnie. Krążył wokół przez dłuższy czas, wreszcie, wracając, natknął się na nadchodzącego z naprzeciwka Azaira.
- Dzień dobry! - zawołał mały grzecznie.
- Dobry, dobry - mruknął Ruten.
- Piękny mamy dziś dzień, nieprawdaż?
- Taaaak... słońce piłuje po oczach.
Weszli do jaskini. Pierwsze pół godziny zeszło im na niezbyt emocjonującej rozmowie, pod czas której Ruten czekał na odpowiedni moment. Już wczoraj zyskał dziwne wrażenie, że może temu szczeniakowi zaufać.
- Podobają ci się te narzędzia? - Ruten skinął głową w stronę nadal leżących na ziemi, metalowych przedmiotów. Maluch pokiwał głową i choć nie było w tym chyba nieziemskiego przekonania, jego rozmówca uznał, że na wzbudzenie go mają jeszcze czas - wiesz, do czego służą? - zadał kolejne pytanie. Tym razem szczeniak zastygł na chwilę w milczeniu, aż wreszcie przecząco pokręcił głową. Basior westchnął. Mógł się tego spodziewać.
- Interesujesz się może trochę... nauką? - zapytał w końcu basior.
"Nie muszę dbać o to, co powiem temu wilkowi" - myślał - "w każdej chwili mogę wykonać... jeden ruch łapą. Nie ucieknie mi...".
Machnął tylnymi łapami i znów wylądował na boku. Przez chwilę leżał tak, wstrzymując oddech i wpatrując się w wyjście z jego jaskini, jakby chcąc odnaleźć tam kogoś, kto obserwuje go i słyszy wszystkie jego myśli. Na zewnątrz było jednak cicho i chyba już zupełnie ciemno. Ciekawe, czy Azair zdążył już dotrzeć do swojej jaskini.
"Czyżbym się nim przejmował?" - uśmiechnął się kpiąco, wyglądało na to, że przez chwilę drwił z samego siebie - "Może jutro przyjdzie znów, a jeśli nie... nawet nie będzie mi tego szkoda..." - przerwał. Wydało mu się, że usłyszał krzyk. Jakby tłumiony i cichy, mimo iż wcale nieodległy. Pełny czystego przerażenia. W pierwszym odruchu zerwał się ze swojego miejsca i unosząc na przednich łapach zamarł w bezruchu, czując dreszcze przechodzące po ciele. Wstał, z zadowoleniem zauważywszy, że jego serce nadal biło w swoim powszednim rytmie. Wyszedł przed jaskinię, rozejrzał się, posłuchał przez chwilę odgłosów niezmąconej niczym, spokojnej nocy. Następnie wrócił na swoje miejsce i położył się znowu.
"Nie" - usłyszał w swojej głowie - "ten szczeniak potrzebny mi jest raczej do czego innego".
Następnego dnia, o wczesnej porze wstał i wyszedł z jaskini. Cały czas mając w pamięci szatański odgłos, usłyszany wieczorem, postanowił przejść się na spacer i rozejrzeć wokół jaskini, aby sprawdzić, czy w nocy nie zaszło tam coś... niecodziennego.
W blasku wyjątkowo słonecznego dnia nie widział jednak niczego, co wyglądałoby nadzwyczajnie. Krążył wokół przez dłuższy czas, wreszcie, wracając, natknął się na nadchodzącego z naprzeciwka Azaira.
- Dzień dobry! - zawołał mały grzecznie.
- Dobry, dobry - mruknął Ruten.
- Piękny mamy dziś dzień, nieprawdaż?
- Taaaak... słońce piłuje po oczach.
Weszli do jaskini. Pierwsze pół godziny zeszło im na niezbyt emocjonującej rozmowie, pod czas której Ruten czekał na odpowiedni moment. Już wczoraj zyskał dziwne wrażenie, że może temu szczeniakowi zaufać.
- Podobają ci się te narzędzia? - Ruten skinął głową w stronę nadal leżących na ziemi, metalowych przedmiotów. Maluch pokiwał głową i choć nie było w tym chyba nieziemskiego przekonania, jego rozmówca uznał, że na wzbudzenie go mają jeszcze czas - wiesz, do czego służą? - zadał kolejne pytanie. Tym razem szczeniak zastygł na chwilę w milczeniu, aż wreszcie przecząco pokręcił głową. Basior westchnął. Mógł się tego spodziewać.
- Interesujesz się może trochę... nauką? - zapytał w końcu basior.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz