Przez drogę powrotną Azair zastanawiał się, do czego potrzebny im jest martwy ptak. Już miał nawet zapytać, ale powstrzymał się, myśląc, że i tak za chwilę się dowie. Przez myśl przemknęło mu, że może będzie to ich dzisiejszy obiad, ale odrzucił tę możliwość, ponieważ było to trochę zbyt mało na wartościowy posiłek.
Kiedy znaleźli się już w jaskini, Ruten umiejscowił ptaka na spłaszczonym głazie.
— Tnij wzdłuż mostka — polecił basior, podając Azie krótszy z dwóch nożyków.
Azair zawahał się krótko. Nie wiedział, gdzie znajduje się mostek – nikt nigdy nie uczył go podstaw anatomii. Tym bardziej nie wiedział, jak posługiwać się takimi narzędziami. Bał się przyznać do niewiedzy, jako że zwykle zbierał za nią przysłowiowe baty. Zerknął więc na Rutena, modląc się w duchu, aby ten zrozumiał i na początku trochę go poinstruował.
— Co jest? — Wilk odwzajemnił spojrzenie malca.
Odpowiedziała mu tylko cisza. Gdyby wilki potrafiły się rumienić, Azair byłby zapewne cały czerwony niczym rak.
No dalej, domyśl się, pomyślał szczeniak. Nie każ mi mówić tego na głos!
Jednak Ruten okazał się nieczuły na jego mentalne prośby, a w wyniku tego Aza tylko spuścił głowę i wymamrotał coś brzmiącego podobnie do: "ngh... Umj... Wiem... Gdzie... Mostek...".
— Dzieciaku, wysłów się wreszcie — powiedział Ruten, z lekkim, zachęcającym uśmiechem na pysku.
— Ja... Niewiem, gdziejestmostekproszępana... Anijakprzeciąćwzdłużniego... — wymamrotał w końcu Aza na jednym wdechu. Ruten jednak, na szczęście, zrozumiał większość z tego bełkotu i westchnął głęboko. Okazał się niezwykle cierpliwym nauczycielem.
— Pokażę ci. — Ujął nożyk i wbił go delikatnie w skórę, nieco pod ptasim gardłem. — Tutaj, widzisz? Tu, gdzie jest ta kość.
— Dobrze — odparł Aza i przejął nożyk, po czym, powoli i najbardziej precyzyjnie, jak potrafił, rozciął skórę na truchle. Linia była co prawda krzywa, ale Aza był z niej zadowolony. Zerknął na Rutena w poszukiwaniu komentarza, a ten w odpowiedzi kiwnął głową z aprobatą.
— Co teraz, proszę pana? — spytał szczeniak, podbudowany nieco swoim drobnym sukcesem.
— Połam parę żeber, dosłownie z cztery albo pięć — polecił Ruten.
— Jakoś konkretnie mam to zrobić, proszę pana? Czy tak po prostu? — Tym razem malec nie bał się zadać pytania, bo wiedział już, że nie zostanie przez basiora upomniany.
— Tak, żeby nie uszkodzić organów wewnętrznych — sprostował wilk i zaprezentował zręcznie, jak powinno zostać to wykonane.
Azair złamał w ten sposób jeszcze cztery żebra, brudząc łapki krwią. Niepostrzeżenie zlizał ją i obserwował Rutena, jak ten chwilę zastanawia się nad dalszymi krokami.
— Więc... ? — Aza odrobinę go popędził.
— Teraz wytnij serce, ale ostrożnie, żeby go nie pokiereszować — odparł Ruten.
Szczeniak zaczął więc od przyglądnięcia się małemu organowi. Nie pompował już krwi, był więc całkowicie bezużyteczny. Prychnął w duchu i zabrał się za przecinanie tych dziwnych sznureczków, którym serce było połączone z resztą organizmu.
W międzyczasie Ruten tłumaczył mu podstawowe informacje z dziedziny anatomii.
— To, co teraz przecinasz, to tętnica... Ona transportuje krew z serca do innych narządów... A to drugie to żyła... Ona z kolei na odwrót, do serca...
Azair starał się to wszystko zapamiętać, jednocześnie próbując uniknąć poplamienia się jeszcze większą ilością krwi, która na jego białej sierści wyglądała lekko przerażająco.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz