Ta noc należała do przyjemnych. Nie podejrzewałem nawet, że w gronie "przyjaciół" z WSJ można będzie tak miło spędzić czas. A tu proszę, okazało się, że cała ta banda to nie tylko bezduszni bandyci i maszyny do zabijania, ale też wilki, jak my. I też lubią biesiady.
Etain dosyć szybko i zaskakująco sprawnie wprowadziła świadomość o naszej bliskiej obecności do głów ucztujących przy ognisku, tak, że po pół godziny zapomnieli już zupełnie, że byliśmy obcy i że w sumie nadal nie do końca wiedzą, kim jesteśmy.
Pomimo iż wczoraj zdążyłem trochę odespać poprzednią noc na nogach, tego dnia i tak padałem na pysk. Etain leżała gdzieś obok, trochę się kręcąc, ja natomiast zasnąłem szybko, nawet nie próbując opierać się wspaniałemu uczuciu przechodzenia ze świata dla nas rzeczywistego, w ten umysłowy świat marzeń sennych.
Kiedy się obudziłem, pierwszym, co zobaczyłem, była gałązka pokryta iskrzącymi się w prześwitującymi przez chmury słońcu, żółtymi kwiatami. Leżała tuż przed moim nosem, a nade mną stał Mundurek, przypatrując mi się z wyczekiwaniem.
- To dla mnie? - wymamrotałem, zbierając siły, aby podnieść głowę.
- Nie żartuj - prychnął, najwyraźniej jednak ciesząc się, że już się obudziłem - azalia. Dasz ją Etain?
- Spoko - przeciągnąłem się - dalej świętujemy Dzień Kobiet?
- Dzisiaj... w Kiribati obchodzą Narodowy Dzień Zdrowia... i mamy dziś Światowy Dzień Chorych na Hemofilię, więc ten, pomyślałem, że jako medyka może ją to interesować - zmieszał się.
- Ach tak - mój wyraz pyska świadczył o tym, że właśnie przypomniałem sobie o czymś bardzo ważnym - nawet nie wiedziałem! To dobrze, że przynajmniej jeden z nas ma jeszcze głowę na karku. Ptak uśmiechnął się i powiedział:
- Miło się rozmawiało, ale muszę się zbierać. Bawcie się dobrze.
Przytaknąłem sennie. Ptak odleciał. A gdzie Etain? Rozejrzałem się, budząc się już zupełnie.
W pobliżu ujrzałem trzy śpiące jeszcze wilki. Reszta pewnie już się rozeszła. Wstałem cicho i skierowałem się w stronę, z której nadeszliśmy poprzedniego dnia. Przystanąłem wśród krzewów i zaciągnąłem się chłodnym, porannym powietrzem. Nie czułem wyraźnie jej zapachu, musiała oddalić się jeszcze w nocy. Znowu poszła spacerować, albo robić coś innego. Strasznie prędka z niej dziewczyna, przestawałem już nadążać za każdym z jej kroków.
Wróciłem na poprzednie miejsce, siadając na ziemi. Jeden z basiorów nie spał, oparty łokciem o ziemię przyglądał mi się.
- A już myślałem, że chcecie oboje nas opuścić - zagadnął.
- Nieee, koleżanka poszła chyba się przejść.
- A tymczasem trzeba przecież zacieśniać współpracę pomiędzy watahami. Wy nie jesteście z WSJ, prawda? Nie znam was nawet z widzenia.
- Nie zupełnie - zawahałem się - jesteśmy wilkami z WSC.
- Aaaah! - zawołał - a więc nie jesteście samotnymi wędrowcami! Sąsiedzi, no proszę.
Położyłem uszy po sobie, podchodząc z nieufnością do jego słów. Ten chyba zauważył to i zaśmiał się.
- Proszę nie patrzeć na mnie jak na kosmitę! Przecież obaj jesteśmy wilkami. Wasyl! - krzyknął do śpiącego kilka metrów dalej basiora - mamy resztę tego jelenia ze wczoraj? Przydałoby się śniadanie!
Wasyl drgnął. Był to niewielki osobnik o stosunkowo jasnej sierści i drobnej budowie. Otworzył oczy i mruknął:
- Goń się! Ja miałem go pilnować? Gdzieś tam leży!
- Ach, tak - rozmawiający ze mną wcześniej wilk wstał i rozciągnął mięśnie, węsząc w powietrzu.
- Powinno coś jeszcze tutaj być, a jeśli nawet się nie znajdzie, zapraszamy cię, przyjacielu na wspólne polowanie - zwrócił się do mnie. Przytaknąłem chętnie, jeszcze raz rozglądając się pobieżnie w nadziei, że gdzieś pomiędzy drzewami ujrzę Etain. Potem popatrzyłem raz jeszcze na ognistożółty kwiatek. Jeśli wadera zaraz nie przyjdzie, muszę go zabrać ze sobą i wręczyć jej później.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz