Z jednej strony chciałem od razu iść do Kou, dowiedzieć się o swoich przyszłych obowiązkach z pierwszej ręki, ale z drugiej... Dlaczego miałbym nie skorzystać z zaproszenia? W zasadzie już nadchodziła pora obiadowa.
— Dlaczegóż miałbym odmówić? — zgodziłem się więc z szarmanckim uśmiechem i podążyłem za Aisu do jej jaskini.
Uwielbiałem poznawać nowe wilki, naprawdę. Za każdym razem poziom ich głupoty bądź ilość wad sprawiały, że mogłem się trochę dowartościować. Ciekawe, czy i tym razem się nie zawiodę i czy wadera ta dostarczy mi trochę rozrywki.
— Więc... Powiedz mi, Aisu, od jakiego czasu tutaj jesteś? — zagaiłem rozmowę w trakcie drogi.
— Hmm... Nie pamiętam dokładnie, ale dosyć długo — stwierdziła.
— I jesteś stróżem? — kontynuowałem.
— Tak, skąd wiedziałeś? — Wadera zerknęła na mnie dziwnym wzrokiem.
— Szczęśliwy traf. — Wzruszyłem ramionami.
— Masz tutaj jakąś rodzinę? — Tym razem to ona zadała pytanie, nieco zaskakując mnie swoją inicjatywą. Przezwyczaiłem się, że to ja podtrzymuję rozmowę pytaniami.
— Tylko syna.
Istotnie. Tylko czy mógłbym naprawdę być z tego dumny? W zasadzie przyszedł na świat w ten sam sposób, co ja – przez przypadek. W dodatku rzadko go widuję; mijamy się co rano, a wieczorem wymieniamy parę zdań. Azair więcej czasu spędza sam ze sobą albo z innymi.
— Ooo, naprawdę? Jak się nazywa? — zainteresowała się.
— Azair Ethal. Taki mały, biały... — wyjaśniłem.
— Ciekawski? — podpowiedziała ze śmiechem.
— Dokładnie. Idealnie to ujęłaś. — Odwzajemniłem uśmiech, chociaż w duchu nieco się zmartwiłem. Nie miałem pojęcia, czy mój syn był tak ciekawski, jak go opisują.
— Znam go, oczywiście. Jakiś czas temu łaził za mną cały dzień. Ale nie miałam pojęcia, że to twój syn, nic mi nie powiedział...
— Nic dziwnego, raczej nie ma się czym chwalić...
Zapadła cisza, podczas której zacząłem się zastanawiać, jak dalej pociągnąć rozmowę. W końcu stwierdziłem, że w ostateczności mogę zadać to samo pytanie, jakie ona mi zadała.
— A ty? Masz jakąś rodzinę?
— Partnera. Ma na imię Conquest. A szczeniaków niestety nie... O, popatrz, już jesteśmy.
Istotnie, znajdowaliśmy się właśnie pod wejściem do jaskini. Przepuściłem Aisu pierwszą, jak na gentlemana przystało, po czym wszedłem za nią i usiadłem na wskazanym przez waderę miejscu. Podczas gdy ona krzątała się przy posiłku, ja rozglądałem się dookoła.
< Aisu? Przepraszam, że takie niezbyt dobre, ale dopiero się rozkręcam, jeśli chodzi o Zero default smiley :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz