Rzuciłam okiem na miejsce, które Kivuli zajęła po wejściu do pomieszczenia. Teraz było puste, co w porównaniu z faktem, że właśnie usłyszałam szept wadery tuż nad moim uchem, mogło oznaczać tylko to, że koleżanka przez ten cały czas ukrywała przede mną swoje zdolności świetnego wtapiania się w otoczenie. A więc cicha woda brzegi rwie. Kącik mojego pyska podskoczył do góry, co wydawało się być bardzo nie na miejscu, biorąc pod uwagę słowa, jakie właśnie usłyszałam od samicy. Basior ciągnął swoją opowieść, a ja tymczasem omiotłam wzrokiem jaskinię, próbując dociec, co sprowokowało niewidzialną do rzucenia takich oskarżeń. Zatrzymałam się na kościach leżących na posadzce. Z jakiegoś powodu wydawały mi się teraz większe, niż kiedy wchodziłam do pomieszczenia. Wystarczyła jeszcze jedna sekunda, żeby prawda do mnie dotarła. I zmroziła mi krew w żyłach. Jasna cholera, Etain, świetny z ciebie medyk, co wilczych kości nie rozpoznał. Jeśli z tego wyjdę, będę musiała wreszcie nauczyć się zwracać większą uwagę na szczegóły. Spojrzałam w stronę, z której słyszałam szept Kivuli. Uciekać? Nim pokonamy kilka metrów, Łapa się zorientuje i ruszy w pościg. Nie będziemy miały dużej szansy na zwycięstwo w starciu z szaleńcem w ciasnych, ciemnych korytarzach. Spojrzałam na samca. To błogosławieństwo bogów, że rozpocząwszy historię, zamknął oczy. Mogłam zakończyć to tu i teraz.
Trzy korzenie pojawiły się znikąd i niczym włócznie przebiły szyję basiora. Uderzywszy w nią z lewej strony, przebiły się na wylot i nie przestały rosnąć do momentu, aż spotkały się ze ścianą jaskini. Wrosły w nią i podtrzymały ciało basiora tak, że pozostał w pozycji stojącej.
W momencie zadania ciosu basior urwał historię w pół słowa, otwierając jasne oczy w szoku i bólu. Po chwili jednak, nim zdążyłyśmy opuścić jaskinię, te oczy... spojrzały w dół. Nie mogłam powstrzymać jęku, kiedy basior, mimo faktu, że powinien dawno być martwy, opuścił wzrok, zerknął na swoją przebitą szyję i wyszczerzył zęby w strasznym uśmiechu. Podniósł łeb, posłał mi upiorne spojrzenie, po czym z szaleństwem w oczach ruszył w lewą stronę, zsuwając się z drewnianych pali. Ciemna krew tryskała na wszystkie strony.
Nieśmiertelny? Byłam tak przerażona, że z trudem udało mi się odnaleźć w pamięci i przywołać tajemnicze słowa, które Łapa skierował do nas, gdy wyłonił się z mroku nad tamtą sadzawką. Powiedział, że jest ,,wilkiem, którego dusza trochę za bardzo wingerowała w ciało''. Czy to, na co teraz patrzyłam, było prawdziwym znaczeniem tych słów, a także przyczyną niezwykłego wyglądu wilka?
Basior opuścił już pułapkę i zaczął się zbliżać. Czy mam uciekać? Nie, to nadal nie dawało mi żadnej szansy. Spojrzałam na jego szyję. Rany nadal obficie krwawiły. Nie umiał się regenerować, jego nieśmiertelność musiała więc działać w inny sposób. Na moim pysku pojawił się uśmiech przepełniony determinacją. Dobrze. Mogę go powstrzymać. Utnę mu łeb, wszystkie cztery łapy, powybijam zęby. Potnę go na kawałki.
Rozejrzałam się, szukając Kivuli i dopiero po chwili przypomniałam sobie, że zapewne nadal jest niewidzialna. Mając w pamięci to, że ani razu w czasie naszego pobytu w jaskini nie wykazała się wolą walki czy szczególną odwagą, krzyknęłam, żeby uciekała i że spotkamy się później, choć nie miałam pojęcia, czy jeszcze tu była i czy mnie usłyszała.
<Kivuli?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz