Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Byłam przekonana, że basior po prostu zdechnie, a my opuścimy to miejsce. Jednak moce Etain na nic się tu zdały. Podczas gdy wadera stała jakby wrośnięta w ziemię, Łapa, cały czas z psychopatycznym uśmiechem na pysku, zaczął powoli się do nas zbliżać.
Obróciłam się szybko i popędziłam w stronę wyjścia, doskonale wiedząc, że w starciu z samcem jego aparycji mam niewiele szans. Szybko przeskoczyłam próg i już miałam biec dalej, gdy usłyszałam krzyk Etain, żebym uciekała. Zatrzymałam się gwałtownie.
Pomyślała o mnie, a ja zostawiłam ją na pastwę losu. Niemożliwe, żebym była aż tak niewdzięczna! Przecież ona mi pomagała. Wiele można o mnie powiedzieć, ale nie to, że nie jestem lojalna.
Niewiele myśląc, błyskawicznie wróciłam do jaskini i w jedym skoku dopadłam Łapę.
Basior, zaskoczony atakiem, upadł ciężko na bok, a ja wgryzłam się w jego szyję. Przytrzymałam go pazurami i kątem oka zerknęłam na Etain. Najwidoczniej zbierała się do ucieczki. Gdyby nie cała sytuacja, westchnęłabym z ulgą.
Niestety, nie miałam szansy spocząć na laurach, bo za chwilę rozkojarzenia zapłaciłam tym, że Łapa zdążył zepchnąć mnie z siebie i rozorać mi policzek. Gwałtownie odskoczyłam, ale nie stałam się z powrotem widzialna. Korzystając z tego, co jakiś czas podbiegałam i gryzłam go, od razu odsuwając się. Łapa, nieświadomy mojego położenia w danym momencie, po prostu atakował dookoła siebie.
Z poczuciem zwycięstwa odwróciłam się do niego tyłem, chcąc odejść, ale okazało się to błędem, ponieważ w tym momencie wilk trafił w moją tylną nogę, mocno zaciskając na niej szczęki. Zaskomlałam z bólu i spróbowałam go kopnąć wolną nogą, ale nie sięgałam. Basior zaczął mnie przyciągać do siebie, a ja z całych sił starałam się nie krzyczeć. W końcu wygięłam się w jego stronę i drapnęłam go łapą w oko. Momentalnie rozluźnił uścisk, więc skorzystałam z okazji, wyrwałam się i popędziłam do wyjścia tak szybko, jak tylko pozwoliła mi moja zraniona noga.
Wybrałam lewą odnogę korytarza i biegłam na łeb na szyję. Po krótkim czasie usłyszałam za sobą ciężkie, szybkie kroki Łapy i jego urywany oddech.
Na początku ogarnęło mnie zdziwienie, bo przecież nie posiadam zapachu i mnie nie słychać, więc jak mógł mnie ścigać? Oblał mnie zimny pot. Jego krew! Czuje własną krew, którą mam teraz na sobie!
Przeklnęłam w duchu i przyśpieszyłam, starając się nie jęczeć z bólu. Traciłam siły, ale ostatkami zdążyłam wskoczyć w odnogę po prawej.
Widocznie los mi sprzyjał, bo odnoga okazała się być jaskinią bardzo podobną do tej, którą jakiś czas temu odwiedziłam z Etain.
Była to istotnie łąka połączona z lasem, na której pasły się różne zwierzęta, a wszystko to oświetlał ogromny kryształ u sufitu. Błyskawicznie zlokalizowałam mały strumyczek i szybko w niego wbiegłam. Zanurzyłam się w nim cała, płynąc razem z nurtem i modląc się, żeby zeszła ze mnie cała krew Łapy.
Kiedy zobaczyłam basiora, biegającego dookoła i ruszającego szczękami, najprawdopodobniej rzucającego przekleństwami i groźbami, wyskoczyłam ze strumyka, po czym, zebrawszy resztkę sił, dobiegłam do wyjścia.
Odetchnęłam w duchu. Szłam powoli, praktycznie się czołgałam. Skierowałam się w drogę powrotną. Gdy minęłam wejście do jaskini Łapy, resztki adrenaliny opadły ze mnie. Czułam się otępiała i sama nie wiem, jak dowlokłam się dalej. Miałam wrażenie, że minęła wieczność, zanim zobaczyłam Etain, która stała przy końcu korytarza.
— Etain — wychrypiałam i z powrotem stałam się widzialna. Nie usłyszała mnie, ale zauważyła może po jakiejś minucie. Szybko do mnie podbiegła.
— Wszystko dobrze? — zapytałam cicho i opadłam na podłogę, dysząc.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz