— Tak. - odparłam, ku zaskoczeniu basiora. - Codziennie budzę się nie po tej stronie świata. Czasami chciałabym, żeby niektóre rzeczy były tylko dziwnymi wizjami albo halucynacjami. Ale to chyba niezbyt wyjątkowe. - uśmiechnęłam się lekko na koniec. Nie myślał chyba, że będę na wstępie zwierzać się całkowicie obcemu osobnikowi ze swoich problemów, tajemnic, marzeń...? Jeżeli sądził, że łatka psychologa mu do tego wystarczy, to grubo się pomylił. Spojrzałam na korytarz, zalany słonecznym światłem, docierającym do jaskini w dużej ilości. Muszę przyznać, że wybrali dobrą lokalizację na tego typu siedzibę. - Robi się późno, a mnie poproszono o upolowanie jakiejś zwierzyny dla watahy. - dodałam znacząco, prostując się. Zapadło krótkie milczenie.
— Faktycznie, rozumiem. W takim razie do zobaczenia, Notte. - mruknął przyjaźnie wilk i wrócił do oglądania swojej kolekcji.
— Do widzenia. - przypatrywałam mu się krótką chwilę, po czym wyszłam z pomieszczenia.
~Wróćmy do teraźniejszości pomijając cały ten szmat czasu pomiędzy~
Łania rzuciła się do panicznej ucieczki, jednak o parę sekund za późno. Machnęłam ostatni raz skrzydłami i spadłam na zdobycz, wbijając w nią pazury i wykorzystując impet do jej powalenia. Mimo wszystko udało mi się to do końca dopiero wtedy, gdy uwiesiłam się po jednej stronie galopującego zwierzęcia. Ofiara przekoziołkowała się nade mną. Błyskawicznie się podniosłam i przegryzłam krtań, oszczędzając jej cierpień. Postanowiłam część zanieść w pobliże siedziby watahy - tak czy siak sama wszystkiego nie skonsumuję, a szkoda, żeby takie dobre mięsko się zmarnowało.
Gdy już dyskretnie odłożyłam połowę stworzenia, z drugą w pysku wzniosłam się ponownie w powietrze. Dzień miał się ku końcowi. Zachód słońca objawił się wyjątkowo piękny, z fioletowo-różowymi przebłyskami, czerwoną obwódką i bezkresem odcieni pomarańczu, obserwowałam go jednak z bezpiecznej wysokości, gdzie promienie nie raziły mnie w oczy. Morze skrzyło się cudownie w ostatnich dziennych blaskach. Słyszałam już jego szum, czułam w nozdrzach przyjemny, słony zapach. Wylądowałam na szczycie dość wysokiej skarpy. Tam położyłam się i zabrałam się za konsumpcję, obserwując ruch wody. Przerwał mi tę czynność jakiś szmer z tyłu. Spokojnie odwróciłam głowę, by przekonać się o obecności znanego mi już osobnika, aczkolwiek dawno niewidzianego.
— Cześć. - rzekłam na powitanie.
— Cześć. - odpowiedział mi tym samym. - Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli się przyłączę?
— Nie. W ciszy. - oznajmiłam. - Masz ochotę się poczęstować? - dodałam z grzeczności. Cóż mogłam poradzić, tak mnie nauczono. Weszło w krew.
— Nie, dziękuję. - odparł basior, tak, jak mogłam się spodziewać. Na chwilę zapadła cisza.
— Często tu przychodzisz? - spytał Vitale.
— Myślę, że tak. - mruknęłam. Znów milczenie. Odrzuciłam resztki posiłku na bok i oddałam się wpatrywaniu w morze.
— Nie jestem jakimś pieprzonym psychopatą. Okey? - wypaliłam nagle, sama do końca nie wiedząc, dlaczego. Nie zabrzmiało to tak pewnie, jak bym tego chciała, ale znacznie lepiej, niż sobie wyobrażałam.
<*10 tysięcy lat później* Vitale? Jeszcze żyjęXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz