czwartek, 11 kwietnia 2019

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair już chyba nigdy nie spojrzy na ptaki w ten sam sposób... 
Nawet teraz, wracając do swojej jaskini, obserwował latające na niebie zwierzęta i zastanawiał się, z jaką siłą musiałby przebić się pazurem przez ich skórę, żeby uszkodzić mięśnie i na zawsze pozbawić ich możliwości fruwania w powietrzu...
Czuł się dziwacznie otępiały, a w głowie wirowały mu zdania wypowiedziane przez Rutena. Czuł, że po nocach prześladować go będą tętnice i mostki.
A skoro już o mostkach mowa... 
Chyba pokochał dźwięk rozcinanej skóry oraz metaliczny zapach krwi. W nozdrzach cały czas czuł woń powoli stygnącego ciała, a jego łapy zaczęły drżeć dopiero teraz, przez pamięć o dotyku metalowej rączki nożyka.
Po drodze zahaczył o pierwszy lepszy zbiornik wodny, żeby obmyć się z krwi. Może nie znał Ojca tak dobrze, ale był przekonany, że nie byłby zadowolony, widząc syna uwalanego w szczątkach, nieistotne czyich. 
Zjadł też parę jagód znalezionych po drodze i korzonków, które wykopał całkiem sprawnie. 
Będąc już w jaskini, zorientował się, że Ojca jeszcze nie ma. Było mu to całkiem na łapę, nie musiał szeptać do Kamyka, któremu oczywiście od razu opowiedział wszystko, co go dzisiaj spotkało. Pod koniec opowieści obiecał, że kiedyś zapozna go z Rutenem.
Ojciec wrócił, gdy już całkowicie się ściemniło. Przytargał za sobą całkiem sporą łanię.
— Chcesz kolację? — zapytał, samemu zabierając się za pałaszowanie.
— Nie, dziękuję — odparł, z pewnym niesmakiem spoglądając na zwłoki zwierzęcia. Ciekawe kiedy będzie przerabiał jelenie z Rutenem...
Ojciec zmierzył Azaira pytającym wzrokiem, na co ten tylko wzruszył ramionami.
— Nie jadam mięsa, Ojcze — wyjaśnił, bawiąc się uszami Kamyka.
Ojciec również wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć "nie to nie". Dokończył posiłek, resztki zabezpieczył na później, po czym rzucił "dobranoc" i, ułożywszy się wygodnie, zasnął.
Niedługo po nim do snu ułożył się Azair, tuląc do piersi Kamyka.
Tej nocy jego marzenia senne dotyczyły głównie ptaków. Najpierw było to stado kruków, które goniło go po terenach watahy i dziobało zarówno siebie nawzajem, jak i Azaira. Potem on sam gonił gołębia, który po jakimś czasie rozpadł się na kawałki, szybko rozłożył, a na jego miejscu jego pochówku wyrosła mała, pospolita stokrotka.


Następny dzień nie zaczął się znowu tak zwyczajnie, bo Ojciec był jeszcze w jaskini. Nie na długo jednak, bo rzucił tylko szybkie przywitanie i wyszedł, nie tłumacząc gdzie i po co. Aza jednak się tym nie przejął. Zjadł szybkie śniadanie, po czym udał się w drogę do jaskini Rutena. 
Idąc tak, po drodze zauważył małą stokrotkę, która niepokojąco bardzo przypominała tą z jego snu. Brakowało jej nawet jednego płatka, dokładnie tak samo, jak tamtej. Nie zastanawiał się nad tym jednak zbyt długo, tylko ją zerwał i niósł aż do jaskini Rutena.
Na miejscu nie było jeszcze tamtej dziwnej Czapli, ale jej przybycie było tylko kwestią czasu, jak poinformował go bordowy wilk.
Aza położył stokrotkę przy wejściu, automatycznie zapominając o niej, gdy tylko przekroczył próg.
— Co będziemy dzisiaj robić, proszę pana? — zapytał Azair, sadowiąc się niedaleko wilka, który majstrował coś przy spłaszczonym głazie. 

< Ruten? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz