Azair z niechęcią spojrzał na postawione przed nim mięso. Ostrzeżenie ze strony Rutena nie było bynajmniej konieczne, prędzej odciąłby sobie łapę, niż zanurzył zęby w tym niewiadomego pochodzenia i wątpliwej jakości posiłku.
Podczas gdy jego nauczyciel rozmawiał z innymi wilkami, Aza czas przeznaczył na obserwację.
Największy z całej trójki, basior siedzący najbardziej po lewej, miał kolor brązowy, który na łapach i ogonie przechodził łagodnie w czarny. Poszarpane uszy i parę blizn niesprawnie ukrytych pod sierścią dawały doskonałe świadectwo przebytych bójek, a może nawet i bitew. Z nim lepiej nie zadzierać, a jeśli zdażyłaby się taka konieczność, należy atakować tylnią prawą nogę – wygląda nieciekawie, jakby była uszkodzona. Aza nie wątpił, że wilk radzi sobie z tą kontuzją, ale jedno mocne zaciśnięcie szczęki pozbawiłoby go równowagi.
Drugi basior przedstawiał się nieco mniej imponująco. Chociaż był tego samego wzrostu, co poprzedni wilk, nie mógł poszczycić się tak rozbudowaną muskulaturą. Ten miał kolor jasnoniebieski, wąskie oczy i duże uszy, z których jedno było przebite kilkoma kawałkami metalu. Wyglądało to całkiem nieźle, więc Aza odhaczył sobie w pamięci, żeby nie zapomnieć podejść do tego wilka i zapytać o te nietypowe ozdoby.
Jeśli miałby wskazać, którego wilka obawiałby się najbardziej, bez wahania uznałby, że to wadera sprawia wrażenie najniebezpieczniejszej. Była drobna, smukła, bez wątpienia zwinna. Kolor jej sierści podchodził pod brudny fiolet. Miała długie kończyny i wyglądała na sprytną, a w jej oczach tlił się błysk inteligencji. W myślach nazwał ją przywódczynią całego trio.
Podstarzałą właścicielką tawerny w ogóle się nie przejmował. Była zbyt otyła i ociężała, żeby zrobić komukolwiek krzywdę, no, może poza możliwością siadnięcia na nim.
— Widzicie, kochani, jak dobrze zostaliśmy przyjęci? — powiedział do nich Ruten, wstając z pniaka i dając niemy znak, aby oni uczynili to samo. — Na tych wschodnich ziemiach ta sama co lata temu gościnność.
W trójkę udali się na posłanie, umościli wygodnie (Azair w nieznacznym oddaleniu od reszty, jakby nie chciał, nawet przypadkowo, przez sen, dotknąć Mundusa) i zasnęli.
Gdy szczeniak zaczął się wybudzać, było jeszcze ciemno. Już miał położyć się z powrotem, gdy zorientował się, że ze snu wybudziły go szepty.
— Śpijcie, ja zostanę na straży. Nie ufam im — odezwał się głos należący do największego basiora.
— Daj spokój. To młodzian, ptak i głupi szczeniak, co mogą nam zrobić? — Wadera okazywała zdecydowane lekceważenie.
— A ja się z nim zgadzam. Wyglądają podejrzanie — trzeci głos brzmiał najciszej. — Wy się dogadajcie, ja uderzam w kimono.
Po chwili ciszy rozmowa się wznowiła.
— Widziałaś, jak ten szczeniak dziwnie na nas patrzył?
— Młodzian wygląda rozsądnie, na pewno by go opanował, idioto. W dodatku ten ptak też miał go na oku. A poza tym... Przecież to szczenię. Co może ci zrobić? Czyżbyś się cykał?
— Skąd — w głosie wilka zabrzmiała uraza. — Wiesz co, gadasz od rzeczy. Idź już spać.
Wadera zachichotała cicho i już po chwili w jaskini rozległ się jej spokojny oddech.
Nie potrzeba było dużo czasu, aby chrapanie największego basiora poinformowało o tym, że ten zrezygnował z warty.
W głowie Azaira zaczęła formować się myśl, a gdy ukazała mu się w pełni, uśmiechnął się upiornie sam do siebie i wstał ostrożnie, starając się nie wydawać żadnego dźwięku. Zamarł, gdy wadera przewróciła się na drugi bok i wymamrotała coś przez sen, ale za chwilę dreptał już cichutko w stronę wyjścia. Zabrał parę mocnych liści, kilka gałązek i jeden średni kamień, po czym wziął się za montowanie prostej pułapki, która unieruchomiłaby nogę największego basiora i, gdy ten szarpnąłby nią, uszkodziłaby ją kamieniem. Po chwili postanowił też lekko związać tylnie nogi wadery. Sam był zdumiony tym, że nie obudził ich swoimi pracami.
Gdy praca była wykonana, szczeniak, zadowolony z siebie, położył się z powrotem.
Przez chwilę wydawało mu się, że śledzi go wzrok Mundusa, ale uznał to za przewidzenie.
Następnego ranka całą trójkę obudził krzyk bólu.
— Ała! — wrzasnął największy basior. Aza otworzył jedno oko i uśmiechnął się kącikiem oka, gdy zobaczył, że jego noga rozharatana była przez ostrą końcówkę kamienia. Wadera mruknęła coś i spróbowała wstać, ale zaraz runęła jak długa pyskiem na ziemię. Szczeniak z trudem powstrzymał się od chichotu.
— Co się stało? — zapytał Ruten uprzejmym tonem z wczoraj.
— To się stało! — odwarknął basior, wskazując pyskiem na swoją nogę.
Mundus nic nie powiedział, tylko zerknął na Azę karcącym wzrokiem. Azair zrobił niewinną minkę i wzruszył ramionami.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz