- Nie lubi mnie - Mundus siedział w wejściu do jaskini, w zadumie rozgniatając dziobem kawałek po kawałku długie źdźbło trawy. Ruten starał się zetrzeć ze stołu resztę krwi i zaschniętych szczątków gołębia. Zdążył pozbyć się już macicy swojej siostry, ponownie schować swoje metalowe narzędzia pod ziemią i uporządkować skrytkę ze środkami chemicznymi. Cymonia spała.
- To jeszcze dziecko, ale bardzo inteligentne - powiedział, nie odrywając wzroku od szmatki, którą tarł o głaz. Błękitny ptak popatrzył na niego, lub raczej gdzieś obok niego, po czym w zamyśleniu pokręcił głową.
- Myślę, że to kwestia czego innego.
- A czego? - basior skończył. Niedbale wytrzepał szmatkę i rzucił ją w kąt, również podchodząc do wyjścia. Usiadł, ciesząc oczy niezwykłą urodą mglistego poranka i czystego, mokrego powietrza.
- Może pewnego rodzaju... konkurencji.
- Jeśli powinniśmy wspólnie coś ustalić, powiedz - wilk zmarszczył brwi, choć nie rozumiał dokładnie, o czym mówi jego towarzysz. Ten jednak zaprzeczył.
- Nie ma takiej potrzeby. Po protu uważnie go obserwuj, to zrozumiesz.
Ruten pokiwał głową, uznając rozmowę za skończoną i zbliżył się do Cymonii. Była w lepszym stanie, niż wczoraj. Ucieszyło go to, utwierdziło bowiem w przekonaniu o niezwykłej sile jej organizmu. Wszystko, co mówił Achpil, było prawdą!
Do jaskini wszedł Azair, mijając siedzącego nieopodal wejścia Mundusa. Przywitał się i usiadł obok Rutena, przy głazie.
- Co będziemy dziś robić? - zapytał.
- Dzisiaj... - wilk popatrzył na niego, uśmiechając się - zdobędziemy przedmiot naszych jutrzejszych zajęć. Mogłem zrobić to w nocy, ale chciałbym również i ciebie tego nauczyć.
Szczeniak przytaknął gorąco.
- Mundus, ty... zostaniesz z Cymonią, dobrze? Wiesz co robić, jeśli ktoś chciałby tu wejść - Ruten, kiedy chciał, potrafił być miły, być może nawet trochę urzekający. Ptak beznamiętnie kiwnął głową na znak zgody. Ruten zabrał ze sobą jedynie postronek, który znaleźli kilka dni temu.
Dwa wilki wyszły z groty, kierując się tym razem na zachód. To tam, w Watasze Szarych Jabłoni, spodziewali się znaleźć kolejny przedmiot doświadczeń. Tam też czekał ktoś, kto miał przyczynić się do rozwoju nauki na tych terenach. Wilk o imieniu Achpil. Spotkali go zaraz za granicą watahy.
- Zostaw to proszę w tej norze - powiedział Ruten ściszonym głosem - zabiorę, jak będziemy wracać.
- Tylko szybko, wiesz, że tutaj wszystkiego się można spodziewać - odrzekł ciemny, wyglądający na niemłodego basior, wkładając owinięty w szarawą szmatę, prostokątny przedmiot, do opuszczonej lisiej nory pod kilkunastoletnią sosną - nie będą wiedzieć do czego to służy, a i tak ukradną.
- Niedługo wrócimy - szepnął bordowy wilk, wymieniając z rozmówcą porozumiewawcze spojrzenie. Spotkanie trwało raptem chwilę, po czym rozeszli się, obcy w nieznanym kierunku, Azair i Ruten w stronę, w którą wcześniej zmierzali.
- Tym razem nie będziemy dbali o to, czy przedmiot badań będzie żywy - tłumaczył nauczyciel - zależy nam tylko i wyłącznie na jego nienaruszonym organizmie. Moją osobistą sympatią jest układ kostny, dlatego od niego zaczniemy. Ale po kolei, najpierw musimy znaleźć kogoś odpowiedniego.
Poszukiwania nie trwały długo, w WSJ mieszkało więcej wilków niż w WWN i WSC. Ponadto rodziło się tam dużo szczeniąt... oto troje z nich.
- Nie używamy chemii - oznajmił basior - aby w organizmie nie zaszły niekontrolowane zmiany. Trzeba go udusić.
- Którego? - odpowiedział mały.
- Największego. Będzie najlepszym celem. A to zadanie dla ciebie, Aza - basior wręczył swojemu kompanowi biały sznurek.
- Chwileczkę, ale tam są trzy...
- Nie bój się porażki. Rozdziel ich jakoś, a w razie potrzeby... przyjdę ci z pomocą - mruknął bordowy wilk - ale jeśli ci się nie uda, pozostała dwójka będzie musiała zginąć.
< Azair? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz