Azair zerknął kątem oka na Mundusa, który uśmiechał się lekko, nieco kpiąco, ze wzrokiem wbitym przed siebie. Z jego, trzeba przyznać, pełnej gracji postaci biła niemal namacalna pewność siebie, a przynajmniej tak się szczeniakowi zdawało.
Uśmiechaj się, póki możesz, pomyślał Aza.
Przeszli w ciszy jeszcze kawałek drogi, gdy w głowie basiorka pojawiła się pewna myśl. Myśl, która pragnęła krwi... Która potęgowała odgłos bijącego serca Czapli... Która ruszyła mięśniami Azy, wbijając pazury w bok ptaka...
Element zaskoczenia mógł odhaczyć; Czapla wydała się na tyle zaskoczona, że parę pierwszych ciosów przypadło Azie, ale za chwilę to, co zaczęło się jednostronnym atakiem, przeszło w dziwne zwarcie, ni to taniec, ni walka... Agresja musiała trochę ustąpić obronie, gdy szczeniak zasłaniał się łapami przed bezlitosnym dziobem i skrzydłami, które biły go po bokach. Ryk i warczenie wilka mieszało się z odgłosami wydawanymi przez ptaka. Próbował złapać szczęką jedno ze skrzydeł, przegryźć na pół, powyrywać pióra, z których część fruwała dookoła. On też nie był bez ran – doskonale czuł rozciętą skórę na udzie, na łopatce, ale adrenalina nie pozwoliła mu o niej myśleć... Nie to jest teraz ważne, teraz liczy się tylko, żeby przerwać ten dźwięk bijącego serca, teraz przyśpieszony... By wbić się kłami w smukłą szyję... Udało mu się ją przytrzymać dwoma łapami i już miał zatopić w niej zęby, gdy chude nogi odepchnęły go, a skrzydła znów zaczęły trzepać jego pysk. Kurz dookoła nie odbierał pola widzenia, przeciwnie, gdy dostał się do oczu Azy, jakby bardziej go otrzeźwił. Skupił się i wyliczył moment, a gdy skrzydło było parę milimetrów od jego policzka, chwycił je zębami i szarpnął w bok, po czym upadł na nim całym ciężarem. Smak zwycięstwa zagościł na jego języku, tak, nareszcie pokazał tej Czapli, gdzie jej miejsce... Ale nie, to tylko sprytny zwód, bo ptak po raz kolejny kopnął go i zrzucił ze swojej kończyny, po czym zaczął bezlitośnie dziobać po bokach i karku, wydając ptasie okrzyki.
Wtem, po ugryzieniu nogi Mundusa, Aza spostrzegł, że jest ona aż lepka od ciemnej cieczy. Odepchnął ptaka, odskoczył w bok i wykorzystał sekundę na zezowanie na swój pysk; tak, ponownie dziwna wydzielina spływała z jego zębów na ziemię, plamiąc jego białą sierść. Nie przyszło mu się jednak cieszyć wygraną zbyt długo, bo Mundus uderzył go skrzydłem tak mocno, że wilczek, zaskoczony, przewrócił się. Czapla uśmiechnęła się zwycięsko i już, już otwierała dziób, żeby coś powiedzieć, ale wtem...
Azair poczuł dziwne mrowienie w kościach, nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego... Jego łapa zafalowała, jakby rozszczepiając się na małe cząsteczki, z których każda poleciała w inną stronę... Szczeniak poczuł, że musi poddać się temu uczuciu, intuicja podpowiadała mu, że to konieczne, jeśli nie chce doznać wstydu przegranej... Rozluźnił się więc i zorientował się, że nie czuje już nacisku szponów Mundusa, przeciwnie, jest wolny. Każda jego kończyna falowała, jakby składając się z maleńkich kawałeczków, nieliczne z nich zmieniły kolor na czarny, fioletowy, czerwony, niebieski, nawet żółty, potem po kolei zaczęły znikać. Otworzył oczy (kiedy zdążył je zamknąć?) i ze zdziwieniem zauważył, że Czapla stoi tyłem tuż przed nim.
To moja szansa, pomyślał i skoczył, przyciskając do ziemi ciało ptaka. Nie tracił czasu na zbytnie napawanie się tryumfem, tylko szybko rozwarł szczęki i skierował je ku gardle.
Przestań, rozległ się głos. Był delikatny, należał z pewnością do wadery. Tylko że nigdy wcześniej go nie słyszał.
Nie rób tego.
Szczeniak poczuł, że głos ma miejsce w jego głowie i był tak wyraźny, jakby on sam to pomyślał. Zdumiony, odsunął się od Czapli i gwałtownie złapał oddech. Jego klatka piersiowa ledwo nadążała za oddechem.
Wynoś się z mojej głowy, pomyślał.
Daruj mu życie. Nie tobie pisane jest je odebrać.
— Tym razem daruję ci życie — powiedział głośno Azair, ale wydawać by się mogło, że to nie jego słowa, że on jest tylko pośrednikiem, a tak naprawdę autorem zdania jest ktoś oddalony o miliony kilometrów. — Tylko dlatego, że ON cię szanuje.
Azair poczuł się dziwnie otępiały, ale otrzepał się szybko i ruszył w stronę jaskini Ojca. Odwrócił łeb za siebie, tam, gdzie Czapla gramoliła się z ziemi, równie zaskoczona, jak on sam.
— Pośpiesz się — mruknął wilk pod nosem, tak cicho, że nie był pewien, czy Czapla w ogóle dosłyszała.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz