Azair, wychowany w bezgranicznym szacunku do rodziny, siedział w bezruchu, patrząc, jak Ruten wbija waderze w ramię dziwny przedmiot. Nie mógł zrozumieć, jak ktokolwiek byłby w stanie skrzywdzić własną siostrę. On takowej nie posiadał, ale był pewny, że traktowałby ją tak samo, jak Matkę – z lojalnością wiernego psa. Nie wyobrażał sobie, że to Cymonia będzie częścią eksperymentu, widział ją bardziej jako pomocnicę. Lepiej zniósłby pierwszą lepszą waderę ściągniętą nie wiadomo skąd, ponieważ Cymonia stała się mu nieco bliższa, niż inne wadery z watahy, głównie (i w zasadzie jedynie) dlatego, że była ona rodziną Rutena, a aktualnie dla Azaira wszystko, co wiązało się z Nauczycielem, było bliskie sercu.
Na protesty Cymonii Ruten reagował spokojnie, bez okazywania zbędnych emocji, chociaż z pewną dawką dziwnej czułości, której Aza nie potrafił zrozumieć.
Największą ciekawość jednak w małym szczeniaku rozbudziło to dziwne narzędzie, nazywane przez Rutena strzykawką, i płyn znajdujący się wewnątrz. Zaczął się zastanawiać, dlaczego działa tak powoli, zamiast od razu powalać ofiarę. Jak można zauważyć, przemyślenia o Cymonii jako istocie równej im przeminęły z wiatrem, ustępując miejsca ważniejszym myślom.
Podczas operacji Ruten tłumaczył uczniowi, co i jak robi, a malec przyglądał się temu z zainteresowaniem, starając się wyciągnąć z lekcjii jak najwięcej, żeby mieć potem co opowiadać Kamykowi.
Gdy Nauczyciel zaczął opowiadać o modyfikacjach genetycznych, Azairowi zaświeciły się oczy. Wstyd przyznać, ale wcześniej w ogóle się nad tym tematem nie zastanawiał, nawet o nim nie myślał. Powód był prosty – najzwyczajniej w świecie o nim nie wiedział. Powstrzymał się jednak od wykrzyknięcia głośno: "To tak można?!", i tylko w skupieniu obserwował wnętrze klatki piersiowej wadery.
Podczas usuwania mięśnia, trybiki w głowie malca trochę zastopowały, skupiając się na jednym: "dlaczego? dlaczego należy usunąć ten mięsień?", ale zaraz potem ruszyły ze zwielokrotnioną prędkością, produkując wszelkie możliwe wyjaśnienia, jakie tylko mogły mu przyjść na myśl.
Gdy operacja dobiegła końca, a mięsień leżał niedaleko, ociekając posoką, intensywnie obserwowany przez Azaira, który za wszelką cenę starał się doszukać w nim czegoś specjalnego, Cymonia otworzyła oczy i gwałtownie złapała oddech. Na jej pysku odmalowało się szczere przerażenie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
— Ćśśś... — szepnął Ruten i mocno złapał waderę, żeby mogła się lekko podnieść. — Leż spokojnie, zaraz przestanie boleć. Skończę trzy ostatnie węzły i pomożesz mi ją przenieść na tamto posłanie, Azair.
Polecenie zostało przez szczeniaka dokładnie wykonane, chociaż z racji niskiego wzrostu musiał nieco podnieść jej ciało, żeby kończyny, nad którymi sprawował pieczę, nie szurały po ziemi. W końcu jednak udało mi się ułożyć ją na posłaniu, aczkolwiek Aza zrobił to lekko niedbale.
— Proszę pana? — odezwał się szczeniak, i, nie czekając na jakikolwiek znak, że może kontynuować, dał upust swojej ciekawości. — Dlaczego mięsień z ciała został usunięty?
Wiedział, że swoją wypowiedzią potraktował Cymonię nieco przedmiotowo, ale nie dbał o to.
Ruten, zanim odpowiedział, namyślił się chwilę, jakby próbując ubrać swoje myśli w słowa.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz