Zacząłem biec. Co chwila rozglądałem się, czy nie spotkam żadnego z wilków z WSJ. Nagle, przed sobą ujrzałem samego Kanijela. Czekał na mnie. Był taki spokojny i nieoficjalny, że aż zaczęło mnie to denerwować. Stał i uśmiechał się. Zrezygnowany zacisnąłem powieki i wyhamowałem.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - warknąłem bez wstępów.
- Widzisz, miałeś zrobić dla nas pewną rzecz... - przechylił głowę. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Właśnie idę do jaskini Eclipse i Beryla - mruknąłem.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że dobrze bawiłeś się na wolności przez ostatnie piętnaście godzin.
- Co?! O czym ty...
Coś dotknęło mojego ramienia. Zobaczyłem, że stoi za mną dwóch strażników. Nie tych samych, którzy pilnowali nas w jaskini. Ci byli inni i sprawiali wrażenie groźniejszych. Nagle poczułem uderzenie. Miałem wrażenie, że jeden ze strażników złamał mi żebro.
- Kasai uciekła - usłyszałem jeszcze głos Kanijela.
- Wielka szkoda - syknąłem, zwijając się z bólu - dlatego to spotkanie?
- Myślałem, że pomożesz nam załatwić nasze sprawy, ale tym zajmiemy się później. Wyślę do nich tego mojego nieszczęsnego pomocnika.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Mundusa czeka chyba kolejne poselstwo.
Znów poczułem ból. Drugi strażnik zacisnął szczęki na moim karku.
Wilki zawlokły mnie z powrotem do jakiejś jaskini. Brak mi słów.
Ledwie kilka godzin temu znowu byłem wolny, teraz znów leżę obolały w obcej jaskini.
- Cholera, Jaskierku, wydaje mi się, że to już za daleko zaszło.
- Kto... Mundus?! - wzdrygnąłem się.
Leżał obok mnie, oparty o ścianę, gapiąc się w dal. Skrzydła rozłożył, jakby nie mógł nimi poruszyć.
- Co ci się stało? - zapytałem, udając, że nic mnie w tej chwili nie obchodziło.
- Kanijel. Dowiedział się, że Kasai uciekła - uśmiechnął się patrząc na mnie. Sprawiał wrażenie, że cała ta sytuacja bawiła go i była obojętna bardziej niż mi.
Spojrzałem na niego z lekkim przerażeniem i niepewnością. Wydawał mi się coraz bardziej... no... lekko dziwny. Bardziej niż zwykle.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem.
- Tak, dlaczego pytasz? - pokręcił głową.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz