Leżałam na pniu powalonego drzewa i z spokojem przyglądałam się poczynaniom Kamy. Mała wadera uczyła się w pełni panować nad swoimi mocami, ponieważ nadal czasami zdarzało się jej przez przypadek coś podpalić. Cieszył mnie fakt, że jest właśnie zima, ponieważ dzięki temu prawdopodobieństwo, że Kama zamieni cały ten las w garść popiołu jest dosyć małe. Z ulgą także zauważyłam, że radziła sobie zdecydowanie lepiej niż poprzednio.
Niestety, mimo jej towarzystwa wciąż doskwierała mi samotność i tęsknota za Oleandrem i Zawilcem. Nadal również frustrowało mnie to, że nawet nie wiedziałam w jakim są stanie. Co dziwne, ani razu nie spotkałam Mundusa. A szkoda, ponieważ mogłabym dzięki niemu poznać odpowiedzi na męczące mnie pytania.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam głowę w kierunku źródła dźwięku. Ktoś szedł w tą stronę. Zmrużyłam oczy, by zobaczyć kim jest ta osoba, jednak przeszkadzała mi w tym lekka mgła. Z pewnością był to jakiś wilk. W końcu go rozpoznałam. Był to Oleander! Wstałam i z uśmiechem na twarzy powoli do niego podbiegłam. Basior rozpromienił się na mój widok.
- Tak długo ciebie nie było - Powiedziałam przytulając go. Po chwili jednak zauważyłam, że nigdzie tutaj nie ma naszego syna. - A gdzie Zawilec? Czy on...
- Zawilec nadal nie wyzdrowiał - rzekł Oleander z smutkiem w głosie - Jest chory
Chciałam już coś powiedzieć, jednak przerwał mi jakiś szelest w krzakach obok nas. Po chwili wyskoczyła z nich Kama, by następnie z wesołym piskiem pobiec wprost na Oleandra.
< Oluś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz