Następny dzień w świetnej formie. Genialne, że też wcześniej nie zacząłem ćwiczyć pod okiem bardziej doświadczonego Mundurka. Choć gdy podzieliłem się z nim moimi wątpliwościami, odrzekł, że wcześniej i tak na nic by się nie zdały takie ćwiczenia. Nie byłbym w stanie wykonać prawidłowo większości z nich, byłem po prostu za mały. Teraz jestem już niewiele mniejszy od dorosłego wilka, mogę więc zacząć robić rzeczy trudniejsze i bardziej wymagające niż walka na niby z innymi szczeniętami. Do niedawna w zupełności wystarczały mi też ćwiczenia, które sam sobie wymyśliłem.
- Organizm sam pewnie czuje, co jest dla niego dobre - mówił ptak - pomagam ci tylko po to, by pokierować cię nieznacznie w tym co robisz i może rozszerzyć trochę twoje horyzonty - zakończył niejednoznacznie.
- Co dziś będziemy robić? - zapytałem z niecierpliwym wyczekiwaniem.
- Poćwiczysz uścisk szczęki. I popływasz oczywiście.
- Ćwiczymy to już jakiś czas...
- Zgadza się. Sama korzyść. Im więcej pływasz, tym lepiej. Wiesz, jaką sprężystość zyskają twoje mięśnie i jak zdrowe będziesz mieć stawy? Zaufaj mi, jak na razie podobno dobrze na tym wyszedłeś.
Pokiwałem głową. Dziś w planie było gryzienie gałęzi i przeciąganie jakiejś starej szmaty, którą znalazł Mundus w pobliżu wsi. Przywiązał ją do drzewa, usiadł obok i udzielił mi niezbędnych instrukcji. Miałem ciągnąć ją jak najmocniej, żeby supeł rozwiązał się. Po pięciu udanych próbach, które zajęły niecałą godzinę, byłem już naprawdę zmęczony. To zajęcie było niemal tak wyczerpujące jak długa walka. I to nie na niby. Wyżyłem się na materiale do granic możliwości, ale gdy skończyłem, czułem się spełniony. Przyjaciel pozwolił mi trochę odpocząć, a w między czasie wyjaśnił mi, na czym będzie polegało następne ćwiczenie. Przenieśliśmy się z powrotem nad rzekę, gdzie miałem połączyć umiejętność pływania i nurkowania z szarpaniem i gryzieniem, jednocześnie doskonaląc obie umiejętności. Po chwili wspólnej pracy, w lodzie pojawił się jeszcze jeden przerębel, który następnie połączyliśmy z jednym z już stworzonych tworząc około półtorametrowy tor. Wszedłem do wody, by oswoić się z pływaniem, kilka razy pokonałem swoją stałą trasę, po czym rozpoczęliśmy ćwiczenie, polegające na ciągnięciu materiału w wodzie. Wszedłem do rzeki dzierżąc jeden koniec szmatki w pysku. Drugi koniec trzymał Mundus. Płynąłem po torze, starając się przeciągnąć go jak najdalej. Nie udało mi się jednak wyrwać ptakowi jego części. Narastająca frustracja i niecierpliwość dodawała mi sił jeszcze przez długi czas. Zawsze podczas ćwiczeń osiągałem swój cel. Dlaczego teraz to nie działa?
Dopiero gdy byłem już zupełnie zmęczony a niebo pociemniało, Mundurek uznał dzisiejszy trening za zakończony. I dopiero gdy wyszedłem z wody wyjaśnił mi, że nie chodziło o wyrwanie mu jego części, bo w wodzie byłem niemal skazany na porażkę. Miałem po prostu ciągnąć z całej siły. Słowa te podniosły mnie na duchu. Znaczy to, że cel na dziś jednak osiągnięty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz