- Malutka! - krzyknąłem z radością, przytulając córeczkę, która podbiegła do mnie z piskiem, gdy tylko mnie zobaczyła - pamięta tatusia - ucieszyłem się.
- Pewnie! - prychnęło małe stworzenie, po czym zaczęło biegać w kółko. Ileż te dzieci mają energii, nie do pomyślenia, że kiedyś też taki byłem. "Kama trochę już podrosła" - zauważyłem z uśmiechem. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że Zawlec, choć niewątpliwie większy niż jeszcze jakiś czas temu, nie urósł tak bardzo. Zmartwiło mnie to, ale postanowiłem na razie nie kłopotać tym małżonki, w końcu widziałem go codziennie przez cały czas, może po prostu nie zaważyłem tak dużej zmiany. Zresztą nie każdy musi być olbrzymem. A może i nasz synek jeszcze wyrośnie na pięknego, silnego basiora.
- Jaskier też zachorował - opowiadałem smutno - Mundus siedzi przy nim cały czas, obiecał też mieć oko na naszego syna - westchnąłem ciężko - a wirus dotarł już i do Watahy Wielkich Nadziei, co znaczy, że rozprzestrzenił się i na Stepach i za południową granicą naszej watahy. Głóg jest chory.
- To straszne - przestraszyła się Kanaa - choroba cały czas szaleje? Miałam nadzieję, że już to wszystko trochę przycicha.
- Tak myślę, mimo wszystko - pokiwałem głową - w jaskini u medyczki zostali już tylko Zawilec, Głóg i Jaskier. Od wielu dni nie przybył nikt now.
- Aż dziw, że Toph, która przebywa z tyloma chorymi w największym stężeniu tego świństwa, nie zachorowała.
- To jest Toph - z uśmiechem pokręciłem głową - może ma jakieś tam swoje tajemne sposoby, może używa jakiś mocy... a może po prostu jest na to jakoś genetycznie uodporniona. Może niektórzy po prostu tak mają.
- Jeśli tak, to wielkie szczęście, że akurat ona jest medykiem w WWN - kiwnęła głową Kanaa - VCIG może kiedyś do nas wrócić - dodała. Na samą myśl o tym przeszły mnie zimne dreszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz