Następnego dnia wstałem wypoczęty i spokojny jak zawsze. Mój kolejny, piękny dzień, podobny do większości innych. Następny dzień, którym mogę się cieszyć wraz z bliskimi. A w praktyce jedynie z Mundurkiem, ponieważ od pewnego czasu praktycznie każdy dzień, od rana do wieczora spędzam na treningach.
Może dzięki temu tak zżyłem się z tym osobnikiem i to jego, a nie żadnego z wilków uznałem za najlepszego przyjaciela. Podejrzewałem z resztą, że to rodzinne, bo mój ojciec miał chyba coś podobnego.
Dzisiejszy trening rozpoczął się, jak zawsze od rozgrzewki, a potem na wykorzystanie pierwszej fali energii, która zebrała się we mnie podczas nocnego odpoczynku, bieganie. Po pokonaniu kilku kilometrów, zrobiliśmy przerwę na ćwiczenia taktyczne, niezbędne do rozwoju umysłu.
- Wyobraź sobie taki rozkład sił - Mundek zaczął kreślić coś na śniegu - na północnym wschodzie, w Lasku stoisz ty ze swoim wojskiem. Z zachodu zbliżają się wilki z obcej watahy, a liczebność ich armii do twojej ma się tak jak trzy do dwóch. Rozumiesz, o czym mówię?
- Tak mi się zdaje.
- Na południu znajduje się teren zajęty przez tą watahę, ale w tej chwili nikogo tam nie ma.
- A więc wyłączony z użytku.
- Dokładnie tak - uśmiechnął się lekko - aby nie wzmagać konfliktu, rozpatrujecie możliwość walki tam, ale za wszelką cenę nie dążycie do niej pierwsi. Uznajmy, że twoje wilki nie mają możliwości użycia nadprzyrodzonych zdolności, ale za to są fizycznie trochę słabsi od twojego wojska, które nie może używać mocy. Zawsze lepiej przygotować się i na taką ewentualność.
- Tak jest.
- Przeciwnicy mogą używać ognia. Co robisz?
Zastanowiłem się przez chwilę.
- Wysyłam szpiegów.
- Ach tak - znów uśmiechnął się jakoś niezrozumiale.
- Powinienem to zrobić, żeby dowiedzieć się, jakimi mocami konkretnie władają.
- No, więc jakimi? - Mundurek oparł się o drzewo i uniósł jedną brew.
- Eeee... - zdębiałem na chwilę - wszystkimi? - dodałem niepewnie.
- No, cieszę się, że rozumiesz, świetnie wybrnąłeś w ostatniej chwili. Masz przygotować się na każdą ewentualność. Oczywiście nie kwestionuję wysłania tam kogoś takiego... ale nie o tym mówimy. tu i teraz, atakują was.
- Zatem przede wszystkim, najpierw wysyłamy posłów, pod odpowiednią ochroną. Jeśli to nie zadziała, musimy walczyć. Teraz pojawia się problem... - niepewnie popatrzyłem na przyjaciela - Lasek leży nieopodal morza. Moglibyśmy cofnąć się nad nie, ale to mogłoby zostać odebrane przez wroga jako słabość, ucieczka.
- Co zatem robisz? Decyduj, co lepsze.
- Co... cofam się.
- Też bym tak zrobił.
- Wszyscy musimy ochronić się przed ogniem, nasączając sierść wodą. Potem ćwierć mojego wojska wysyłam naprzeciw atakującym, by odparli pierwszą falę ataku. Następnie cofają się oni by zmoczyć sierść, a w tym czasie czym prędzej wysyłamy drugą ćwierć wojska. Spotykają się z wrogiem pewnie o połowę drogi do morza, po chwili dołączają do nich wilki walczące już wcześniej. W ten sposób połowa pozostaje nad wodą. Gdy przeciwnik zostanie osłabiony, kierujemy walkę w stronę morza, otaczając przeciwnika od strony Lasku drugą, gotową do walki połową armii. Można przypuszczać, że wróg nie będzie na to przygotowany i wytrąci go to z rytmu walki. Wtedy wygraną mamy prawie w kieszeni, postarać się tylko trzeba jeszcze o to, aby doprowadzić przeciwników nad wodę, gdzie będziemy w zupełnie uprzywilejowanej pozycji. Oczywiście wcześniej wszystkie te operacje należy przeprowadzić bezbłędnie, bo inaczej trzeba będzie zmieniać plan działania.
- Nie mam uwag - ptak zmrużył oczy. Uśmiechnąłem się lekko. Wygląda na to, że plan był dobry. To jednak jest równie wyczerpujące jak biegi, które jeszcze dziś mnie czekały. Pod koniec dnia byłem już zupełnie zmęczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz