Następny dzień. Wraz z Mundurkiem siedzieliśmy gdzieś w lesie, odpoczywając. To znaczy odpocząć musiałem ja. Chociaż chwilę, po ciężkich dwóch godzinach, o których nawet nie będę opowiadać. Fakt faktem, bez przerwy w dosyć intensywnym ruchu z dużym obciążeniem. ciągnięcie wielkiego pniaka leżącego na płachcie to nie to, co tygryski lubią najbardziej.
- Wyobraź sobie, Wrotyczku - zaczął Mundus - że twój tata zaczął uczyć Palette taktyki.
- Moją siostrę? - zdziwiłem się.
- Nie, tą drugą Palette - skrzywił się. Przez chwilę łączyłem wątki.
- Aaa... - wykonałem obszerny ruch głową, mający zaznaczyć, że zrozumiałem przekaz - trzeba było od razu mówić jaśniej.
- To znaczy, ze my też musimy położyć na to nacisk - mój przyjaciel wrócił do tematu.
- Jeśli tak mówisz... - kiwnąłem głową.
- Nie chcesz chyba być w tym słabszy od dziewczęcia? - zapytał całkiem serio. Obruszyłem się. Nie, oczywiście, jeśli nauczy mnie tego tak skutecznie jak pozostałych rzeczy, w taktycznym myśleniu będę najlepszy!
- My zrobimy to trochę inaczej. Otóż - Mundurek wstał ze swego miejsca - przed tobą stoją trzy wilki. Zapamiętaj ich imiona - zawahał się przez moment - jeden to es igrek dwieście czterdzieści. Drugi, zet jot trzysta dziewięćdziesiąt dwa. Trzeci, de siedemdziesiąt - przerwał na chwilę, uważnie mi się przyglądając, po czym dodał - a teraz leć do tamtej góry, znajdź jakiś kamień i przynieś go tutaj.
Popatrzyłem na wzgórze położone kilkaset metrów od nas, potem na towarzysza, po czym pognałem przed siebie, znaleźć jakikolwiek kamień. Gdy w końcu odkopałem jakiś spod śniegu, wróciłem czym prędzej na miejsce i położyłem go przed sobą na ziemi.
- Jak miały na imię? - uśmiechnął się przebiegle ptak.
- Co...? - trochę zbity z tropu położyłem uszy po sobie.
- Te wilki - Mundurek znów usiadł pod drzewem.
- Eeeee... - zaciąłem się, przestając cokolwiek rozumieć.
- Widzisz, mój mały przyjacielu - spojrzał w ziemię - musisz się nauczyć jeszcze jednej rzeczy. Ufać mi w każdej sytuacji. Jeśli mówię, żebyś zapamiętał te imiona, lepiej zrób to następnym razem.
Spuściłem wzrok.
- Może jednak coś sobie przypomnisz?
- Es... - zmrużyłem oczy - igrek dwieście czterdzieści?
- Dalej?
- Drugi to coś tam trzysta siedemdziesiąt... dziewięćdziesiąt! Trzysta dziewięćdziesiąt coś.
- Zet jot trzysta dziewięćdziesiąt dwa.
- Tak, a trzeci... coś siedemdziesiąt coś.
- To z pewnością - mruknął - de siedemdziesiąt. Prawie dobrze. Musisz nauczyć się zapamiętywać szczegóły. Popracujemy nad tym.
- Dobrze, lecz nadal nie rozumiem, co to ma do taktyki - podszedłem do niego z żądaniem wyjaśnienia mi tych kwestii.
- Najpierw powinno się zacząć od ćwiczenia umysłu jako takiego, żeby mieć na czym ćwiczyć - odparł - inaczej nauka taktyki będzie bardziej sprawdzaniem tego, co już umiesz. Ale jeśli tak ci się śpieszy, powiedz mi proszę - pomyślał przez chwilę - taką rzecz... wyobraź sobie, że wieczorową porą wybierasz się na polowanie wraz z, powiedzmy, takim Zawilcem. Wiadomo, nocą wiele zwierząt wychodzi z lasu na otwartą przestrzeń, gdzie łatwiej je złapać. Tego zresztą nie będę cię uczył, masz to w genach. Stoicie na łące nad rzeką, trzydzieści metrów od granicy lasu i tropicie. Nagle od południowej strony, z gąszczu wyskakują dwa dużo większe od was, obce wilki, z wyraźnym zamiarem zaatakowania was. Co robisz?
- To chyba dosyć jasna sytuacja... - zastanowiłem się - powiadasz, wszystko dzieje się wieczorem?
- Tak jest - Mundus z rosnącym zadowoleniem pokiwał głową.
- Zatem zostaje tylko jedna droga ucieczki, bo o walce nie można nawet myśleć. Jesteśmy mniejsi i słabsi, nie odkryliśmy też swoich mocy - chyba naprawdę wyczułem tą sytuację. Zastanowiłem się jeszcze przez chwilę, przeanalizowałem wszystkie opcje i odrzekłem - od południa nadciąga zagrożenie. Nie możemy uciekać na północ, bo tam łąka ciągnie się niemal do Skrytego Lasu. Tam nie uciekamy. nie możemy również biec do lasu, na wschód.
- Dlaczego?
- Ponieważ jesteśmy od niego oddaleni o trzydzieści metrów. W takiej sytuacji wyciągamy łapy i prędziutko, nie oglądając się za siebie lecimy do wsi, bo jest stanowczo bliżej.
Mundurek uśmiechnął się i kiwnął głową, czekając na moje dalsze słowa.
- Jest jeszcze jeden powód - dokończyłem - ogień - popatrzyłem na niego niepewnie.
- Oczywiście, chodzi o ogień.
- Jest wieczór. We wsi pełno jest ognia i światła. Wilki są obce, nie należą do WSC. Boją się ludzi i wszystkiego co od nich pochodzi.
- Masz rację, wygląda na to, że ładnie wszystko przemyślałeś.
- Tak mówisz? - ucieszyłem się.
- Jak najbardziej - westchnął - no i wystarczy. W końcu jesteśmy tu po to, by skupić się na fizycznym rozwoju. Taktyką zajmiemy się później. Teraz wracamy do biegania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz