Wróciliśmy do domu. W końcu. Jak dobrze było wreszcie usłyszeć kochane głosy rodziców, położyć się w swoim, najmilszym legowisku i zasnąć spokojnym snem.
Snem, który trwał ledwie kilka godzin. W nocy budziłem się jeszcze wiele razy, czując na swoim ciele wszystkie rozcięcia i każdy siniak. Najgorsze były jednak wspomnienia, które nie opuszczały mnie odkąd wróciliśmy do jaskini. Nawet rankiem, gdy ledwie słońce wzniosło się ponad horyzont, powietrze było jeszcze chłodne i rześkie, a śnieg padający w nocy odświeżył białą warstwę na ziemi i zakrył wszystkie ślady i niedoskonałości, wciąż nawiedzały mnie w myślach obrazy dnia wczorajszego. Wyszedłem przed jaskinię i westchnąłem głęboko. Wszystko wydało mi się dzisiaj takie niespokojne. Nie tak, jak mój dom. Mój dom zawsze tchnął spokojem. Przypomniałem sobie wszystkie te beztroskie dni, kiedy wychodziłem rano, często jeszcze przed wschodem słońca z przyjemną świadomością, że zaraz rozpocznie się nowy, piękny, spokojny dzień. Mundus czekał na mnie na Polanie Życia, potem razem rozpoczynaliśmy zajęcia. Cały dzień pływania, skakania i wesołych rozmów. Na wspomnienie ostatniego takiego dnia łzy napłynęły mi do oczu. Bezradnie opuściłem głowę i zacisnąłem powieki. Przez chwilę stałem, bezradnie, nie mając siły zrobić kroku w żadną stronę. Co to za koszmar? Choćbym śnił całą noc, nie powinien trwać tak długo...
- Wrotycz? Co robisz? - za sobą usłyszałem bezemocjonalny głos Palette. Wolno odwróciłem ku niej oczy, przez chwilę walcząc z rozgoryczeniem.
- Co mam ci powiedzieć, Palette? Nie wiem, co ze sobą teraz zrobić. Przyjdą po mnie, należę do nich...
- W coś ty się wplątał, bracie - Paletka zrobiła coś, czego nie robiła od dawna. Usiadła przy mnie i mocno mnie objęła. Nie miałem mocy, by powstrzymać łzy cieknące mi z oczu. Westchnąłem głęboko, przytulając siostrę najpierw dosyć niepewnie, mając gdzieś w świadomości to, co zrobiła wczoraj tajemnicza siła, która towarzyszy jej chyba przez cały czas. Potem powoli uświadomiłem sobie, że uspokajam się w jej objęciach. Może to przez jej spokój, który przelewał się na mnie jak promienie letniego słońca. Była jedyną osobą, która była w stanie to zrobić.
Przez cały dzień nie byłem w stanie odejść od jaskini dalej niż na kilkanaście metrów. Na szczęście rodziców przez większość dnia nie było w domu i nie widzieli mojego załamania.
W pewnym momencie, leżąc gdzieś w jaskini, przypomniałem sobie o Mundusie. Właśnie, Mundurek, co się z nim dzieje? Nie widziałem go od czasu...
- Idziemy? Wiesz, nie musisz tego robić. Słyszałeś już o nich. Pewnie wiesz, co się tam dzieje.
- Idę, jak sobie tego życzysz, mój mały przyjacielu. Nie sądzisz chyba, że zostawię cię samego.
- Co właściwie... wiesz o tej lidze? Mówiłeś coś wcześniej.
- To organizacja powołana przez młode wilki, większość z nich należy do WSJ. Pierwotnie ich działalność miała być związana tylko z tamtą watahą. Lepsza przyszłość, wszechobecna równość między bliźnimi to piękne ideały, ale mają je w umysłach tylko młode jak ty wilki, które dołączają do ligi. W miarę upływu czasu trochę się to wszystko zmienia... wchodzisz, nigdy już nie wyjdziesz. Można by rzec, jesteś jak topielec z kulą u nogi.
- Tak.
- Spokojnie. Będę z tobą.
- Dziękuję. Mundurek, jesteś moim najlepszym przyjacielem.
- Ardyt? Jesteśmy...
- Ach, więc to nasza nowa dusza. Świetnie, mamy wielu młodych żołnierzy, potrzebują odpowiedniego przeszkolenia.
- Witam, witam. Gdzie mam się udać? Chyba nie ma sensu robić zamieszania, zaczniemy od jutra.
- Pozwól, kolego, najpierw przedstawię cię dowództwu. Erbenik i Arel czekają, z radością poznają waszmości. Jestem tylko skromnym pomysłodawcą, nie mogę podjąć żadnej decyzji bez ich zgody...
Poszli. Od tamtej pory minęły cztery dni, podczas których Mundus nie pojawił się w WSC. Obawiałem się o niego już wcześniej, choć wczoraj zupełnie zapomniałem o tej sprawie. Jeśli nie spotkam go dzisiaj, muszę się tym zająć.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz