Ja i Atarangi leżałyśmy na miękkim śniegu odpoczywając po smacznym posiłku i ze sobą rozmawiając.
- A może przejdziemy się gdzieś? - zaproponowałam po chwili - Nie wiem jak ci, ale mi już zbrzydło to leżenie
- Dobrze, ale najpierw zakopmy gdzieś te mięso - powiedziała Atarangi - Trochę go zostało, a szkoda byłoby je tak marnować
Skinęłam głową w geście zgody i wraz z waderą zabrałyśmy się do pracy. Dół wykopałyśmy w pobliżu rzeki, a dokładniej niedaleko mostka przez nią przechodzącego.
- A właściwie to gdzie chcesz iść? - spytała gdy już skończyłyśmy zakopywać jedzenie
- Obojętnie - stwierdziłam - Nie musimy iść w żadnym konkretnym kierunku. Spacerując bez celu po lesie też można napotkać coś ciekawego.
- Właściwie.. - zaczęła wadera - czemu by nie? No to chodźmy
Jak postanowiłyśmy, tak zrobiłyśmy. Było co prawda trochę pochmurno, jednak nie wiało, ani nie padało. Czas upłynął nam na opowiadaniu różnych historyjek i mówieniu o sobie. Bardzo szybko zauważyłam, że Atarangi jest dosyć małomówna.
Po kilkunastu minutach zauważyłam, że chmur kłębiących się ponad nami jest dużo więcej, przez co zaczęły skutecznie zasłaniać słońce.
- Zaczyna się robić trochę ciemno - stwierdziła Atarangi rozglądając się - Może już lepiej wracajmy?
- Dobry pomysł - powiedziałam
Jednakże w praktyce okazało się to dużo trudniejsze, ponieważ nie dość, że śnieg padał coraz mocniej, to jeszcze pojawił się porywisty wiatr. Wszędzie było widać tylko wszechobecną biel.
< Atarangi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz