Miałem zdecydowanie dość biegania, Shino zresztą też. Poprosiłem go więc, by wymyślił coś innego. To była najgorsza decyzja w moim życiu. Wróciliśmy w góry.
Z zaskoczeniem odkryłem, że idzie mi całkiem nieźle. Lis zażartował nawet, że może mam wśród przodków jakąś górską kozicę. Cóż, może rzeczywiście? Zakładam, że ze strony matki. To nie tak, że mam do niej żal, ale lepiej będzie dla nas obojga, jeśli się już nigdy nie spotkamy. Sama idealnie o to zadbała, a ja ani myślałem zmieniać tego stanu rzeczy.
Byliśmy już dość wysoko, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo niebezpieczne jest to co robimy. Wszędzie był śnieg, półki skalne były nierzadko oblodzone. Cud, że jeszcze nie spadłem na dół. Przełknąłem głośno ślinę. A gdyby tak rozpocząć protest? Albo uciec?
- Wracam na dół! - zawołałem z nadzieją, że Shino choć usłyszy, bo na odpowiedź nie liczyłem.
- To niegłupi pomysł - stwierdził mój towarzysz. - Prawie tam przed chwilą zginąłem. Chyba czas poćwiczyć coś bardziej teorytycznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz