Przez dłuższą chwilę po przykrym incydencie z Kurahą i Palette panowała smutna cisza. Nerwy przybrały chyba formę bardzo gęstych fal i stały się niemal namacalne, a wszyscy wkoło zamilkli i zajęli się przemyśliwaniem we własnym zakresie tego co przed chwilą się wydarzyło. Nie lubiłem takich chwil, ale cóż, trzeba było również przyznać się samemu sobie, że wszystko to jest główne moją winą. Co mi się wtedy stało? Dlaczego? Czasami nie rozumiałem nawet siebie samego. Nie szkodzi, mam czas, pewnie jeszcze przed osiągnięciem dorosłości uda mi się jakoś ogarnąć resztę swojego życia.
Dobrze... a co teraz?
- To co teraz? - zapytał chłodno Kuraha. Obaj chyba czekaliśmy przez chwilę na jakąś propozycję. Zawilec znowu odpłynął, a Palette nagle wydała się być zupełnie niezainteresowana dalszym biegiem wydarzeń.
- Zagrajmy w chowanego! - nagle zawołała Kama. Za to właśnie ją uwielbiam. Serio, ona i jej brat są kochani. I za nic się nie obrażają. Niezwykłe, naprawdę.
Atmosfera w jednej chwili się rozluźniła. Czułem to całym sobą.
- Dobra, Zawiś szuka! - mimo wszystko postanowiłem jak najszybciej wycofać się z akcji, by dać im czas na zupełne uspokojenie się. Ja tymczasem poczekam sobie w jakiejś bezpiecznej, spokojnej kryjówce.
Pierwszym miejscem, w którym postanowiłem się schować była pobliska Skała Wielkiego Huka. Świetne miejsce, wystarczy wejść na górę i wszystko obserwować. Ten mały króliczek na pewno nie wpadnie na to, by szukać mnie na takim kamieniu.
Siedziałem tam i siedziałem, zaczęło mi się już nudzić. Czyżby moje ukrycie było aż tak dobre? Raz czy dwa słyszałem tylko z oddali krzyki już odnalezionych przyjaciół.
W końcu Zawilec pojawił się w pobliżu. Szukał mnie i szukał, bez wątpienia czując gdzieś tutaj mój zapach. Przez pewien czas przyglądałem mu się z góry. Potem dołączyła do niego Kama, mówiąc, że nigdzie nie znalazła Palette ani mnie. W końcu nadszedł również Kuraha. Ha, gamoń, to znaczy, że nie wymyślił tak dobrego miejsca jak ja. Miałem już nawet krzyknąć, że jestem tutaj, ale widząc go zrezygnowałem z tego pomysłu.
Szukali nas jeszcze przez chwilę, aż w końcu wśród nich pojawiła się także Paletka. Trochę już znudzony rozciągnąłem się na boku i uśmiechnąłem się lekko, patrząc na nich z góry z głową opartą o skały. Wreszcie usłyszałem głos mojej siostry.
- Tam jest! Tam się schował! - wskazała na mnie łapą. Odwróciłem się w jej stronę z przymilnym uśmiechem. No proszę, znalazła mnie.
- Świetnie - wyszczerzyłem się jak najbardziej przyjaźnie, teraz dopiero zdając sobie sprawę, że w sumie z chęcią posiedziałbym tam jeszcze trochę.
No i po zabawie. Zaczynało się ściemniać, więc trzeba było wrócić do domu i coś zjeść. Nazajutrz z samego rana wszyscy pięcioro spotkaliśmy się ponownie. Przez pierwsze pół godziny było nawet spokojnie, obyło się bez sprzeczek i kłótni, jednakże zaraz po upłynięciu tego czasu nastąpiła gwałtowna zmiana spowodowana, jak mogłoby się wydawać, dosyć podstawową kwestią.
- Zapolujemy? - zapytałem siadając na ziemi, gdy reszta wesoło biegała ganiając się po łące.
- Cóż znowu? - zapytał czujnie Kuraha.
- Głodny jestem - wzruszyłem ramionami - kto idzie ze mną? Wyczuwam zająca. Jest gdzieś niedaleko.
- No to może ja - oczywiście pierwszy z entuzjazmem do tego pomysłu podszedł Zawilec. Po nim zgodziła się i reszta. Zaczęliśmy tropić zwierzynę. Dopiero na podmokłym, bagnistym terenie straciliśmy jego zapach. Wstąpiłem na lód chcąc powęszyć trochę dalej.
- Nie wchodź tam, baranie! - wykrzyknął Kuraha. Obejrzałem się i uśmiechnąłem złośliwie.
- Czy może być tu coś gorszego od ciebie? - odpaliłem - bo widzę tylko życiodajną, zamarzniętą wodę.
- Zaraz wpadniesz w to bagno - wilk postawił jedną łapę na lodzie sprawdzając, czy da się na nim stanąć. Pozostali przyglądali się w wyczekiwaniu naszym wyczynom.
- Tak? Ja jakoś chodzę - popatrz na to - podskoczyłem gwałtownie.
- Co ty odwalasz, wariacie! - ryknął basior z przerażeniem, w jednej chwili znajdując się niecały metr przede mną, również na lodzie.
- Chyba właśnie na nim stoisz - zauważyłem, po czym dyskretnie obejrzałem się za siebie, widząc, że między kępą traw wystającą z wody pokrywa lodowa jest cieńsza - chodź i zobacz, jakoś nie pęka.
- Jak cię dorwę... - zawarczał z oburzeniem Kuraha niepewnie sunąc w moją stronę po śliskiej nawierzchni. Ja tymczasem wolno cofałem się, ominąwszy cienki lód. Stanąłem tuż za nim, czekając na basiora.
Trzask, zdążyłem tylko szybko odsunąć się na grubszą warstwę śliskiej wody. Kuraha tymczasem cały mokry trząsł się z zimna i wolno wychodził z powstałej dziury. Zapadła martwa cisza, którą przerwał dopiero ryk basiorka atakującego mnie z całym impetem. Nawet nie miałem za bardzo jak zrobić unik, gładka płyta pod nogami dodatkowo mi to utrudniała.
Walka nie należała do długich. Zakończyła się, gdy to na czym staliśmy załamało się i tym razem to ja wylądowałem w wodzie. Kuraha jeszcze tylko z całej siły wcisnął mnie pod wodę i naburmuszony wyszedł z przerębla. Po kilku sekundach zamroczenia również wypełzłem na powierzchnię, plując błotnistą wodą i piachem którego pełno miałem w gębie. Dobrze, że chociaż do zimnej wody byłem przyzwyczajony. Jeszcze nigdy nie czułem się tak upodlony.
Obaj w ciszy wróciliśmy na brzeg, Kuraha z dumną miną usiadł na kępie trawy czekając aż sprawy załatwią się same, Zawilec podbiegł do mnie i zaczął bezsilnie wycierać mnie z wody, a dziewczęta spojrzały po sobie i przez chwilę nic nie powiedziały.
< Kama? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz